- 24 lutego to data, która na zawsze już zapisze się w historii Polski, historii świata - mówili w Koszalinie uczestnicy spontanicznego wiecu solidarności z zaatakowaną przez Rosję Ukrainą.
Pod biało-czerwonymi oraz niebiesko-żółtymi flagami przed koszalińskim ratuszem zebrało się kilkaset osób. Protestowali przeciwko agresji Federacji Rosyjskiej i wyrażali swoje poparcie dla zaatakowanej Ukrainy.
- 24 lutego to data, która na zawsze już zapisze się w historii Polski, historii świata. Otwarta wojna, która ma dziś miejsce, jest dowodem na to, że wszystkie prawa międzynarodowe zostały pogwałcone - tak rozpoczęło się wieczorne spotkanie na Rynku Staromiejskim.
- Dzisiaj chyba wszyscy czujemy się Ukraińcami. Nie wierzyliśmy, że coś takiego może się wydarzyć w XXI wieku w Europie - mówi jedna z uczestniczek manifestacji.
Podczas spotkania poinformowano o przyjętej dzisiaj uchwale Rady Miejskiej w Koszalinie, które zdecydowanie potępia agresję Rosji na Ukrainę oraz deklaruje pomoc dla miasta partnerskiego Iwano-Frankiwska, które dzisiaj również zostało objęte działaniami wojennymi.
- Zdecydowaliśmy, że w pierwszej turze samorząd Koszalina wesprze pomocą humanitarną o wartości 50 tys. zł. Przekażemy to, co jest tam najbardziej teraz potrzebne: opatrunki, koce termiczne, elementy łączności, agregaty, śpiwory. Dołączyły do nas Opole i Wodzisław Śląski. Z merem umówiliśmy się, że przekażemy naszą pomoc na granicy. Niestety nie będziemy mogli się w najbliższym czasie spotkać. Wierzę jednak, że demokracja zwycięży, że cały demokratyczny świat pokona imperialne zapędy Rosji - mówił koszaliński włodarz.
Przewodniczący koszalińskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce poinformował, że trwają przygotowania do uruchomienia zbiórki na rzecz Ukrainy.
- Rozpoczynamy rozmowy z instytucjami państwowymi, abyśmy mogli zbierać pieniądze na zakup medykamentów dla rannych, którzy przebywają w ukraińskich szpitalach - mówi Roman Biłas.
Na koszalińskim placu pojawiło się wielu obywateli Ukrainy, którzy na Pomorzu znaleźli pracę. To obok 3 tysięcy mieszkających w Koszalinie obywateli Polski narodowości ukraińskiej, systematycznie rosnąca grupa.
- Jeśli w ubiegłym roku powiatowy urząd pracy wydał prawie 21 tys. pozwoleń na pracę, to to pokazuje skalę. Mamy do czynienia z ogromną rzeszą ludzi przebywającą w regionie. Spodziewamy się, że ta liczba się zwiększy, kiedy kobiety i dzieci będą uciekać przed bombardowaniami - mówi Roman Biłas.
Miasto zapewniło dzisiaj, że jest gotowe na ich przyjęcie. W tej chwili dla uciekających przed wojną przygotowanych jest 440 miejsc.
Ci, którzy są już w Koszalinie, nie ukrywając emocji przyznają, że boją się o swoich bliskich.
- Myślałam, jak chyba każdy z nas, że Rosja tylko straszy, tak, jak straszy nas od 8 lat. Oczywiście od 8 lat na wschodzie Ukrainy każdego dnia trwała walka i każdego dnia ktoś ginął, ale dzisiejszy poranek zaskoczył nas radykalnością działań. Rodzice mieszkają w pobliżu Iwano-Frankiwska. Mama miała nocną zmianę, całą noc słyszała strzały i huk rakiet. Teraz siedzą w domu i nie wiedzą, co będzie dalej. Tata choruje na serce, ale i tak powiedział, że będzie walczyć - opowiada Iwanna.
Anastazja przyjechała do Koszalina przed dwoma laty z Donbasu, w poszukiwaniu lepszych perspektyw dla młodych.
- Przyszłam dzisiaj tutaj, bo to jedyne, co mogę w tej chwili zrobić dla mojego kraju. Takie gesty są dla nas niezwykle ważne. Czujemy, że nie jesteśmy sami, że każdy z was daje nam siłę do walki - mówi młoda Ukrainka.
Proboszcz koszalińskiej parafii greckokatolickiej podkreśla, że oprócz sankcji, zdecydowanego sprzeciwu czy gestów pomocy, równie ważna jest modlitwa za sąsiadów.
- To piękny gest abp. Gądeckiego, który poprosił wiernych Kościoła rzymskokatolickiego o modlitwę w intencji pokoju, o zatrzymanie przelewania krwi. Rany, które pozostawi ta agresja będą się goić bardzo długo. Nie wiadomo też, kiedy i gdzie Rosja się zatrzyma - zauważa ks. mitrat Bogdan Hałuszko.
Na jutro kolejne miasta zapowiadają wieczorne wiece poparcia dla zaatakowanego sąsiada. W wielu kościołach odbędą się Msze św. i nabożeństwa.