Gdy tysiące kobiet z dziećmi uciekają przed wojną do Polski, mężczyźni, którzy tu pracują, ruszają w przeciwną stronę. Jadą walczyć za ojczyznę.
Pan Sławek mówi krótko: - Wracam, bo chcę bronić mojego kraju. Tam są nasi bliscy, rodziny, żony, dzieci. Muszę jechać - tłumaczy, pakując ostatnie paczki do otrzymanego od sponsora busa. Ze względów bezpieczeństwa o szczegółach woli nie mówić. W kartonowych pudłach są posegregowane leki, środki opatrunkowe, jednorazowe strzykawki, koce i ciepłe rękawice, bo tych także brakuje walczącym w Ukrainie kolegom.
Podobnie postępuje wielu jego rodaków, którzy znaleźli zatrudnienie w Polsce. Inni, jako jedyni żywiciele rodzin, jeszcze się nie zdecydowali. Część czeka, aż ich bliscy znajdą się po bezpiecznej stronie granicy polsko-ukraińskiej.
Ładunek, z którym pan Sławek rusza na wschód, to efekt szybkiej zbiórki, jaką zorganizował jego pracodawca.
- Chłopaki dowiedzieli się o wybuchu wojny w swoim kraju, będąc właśnie w drodze do pracy, już po naszej stronie granicy. Emocje w nich buzowały, nie wiedzieli, co mają robić. Podpowiedziałem, żeby na spokojnie się zastanowili, a kiedy zdecydują - ja pomogę - opowiada Daniel Kamiński, właściciel firmy budowlanej, w której zatrudnienie zaleźli Ukraińcy. Jak mówi, to więcej niż pracownicy, bo w każdej zawodowej sytuacji może na nich liczyć.
- Teraz oni mogą liczyć na mnie. To zupełnie normalny odruch - mówi pan Daniel.
Równie naturalne było dla niego to, że musi pomóc swoim pracownikom w ściągnięciu do Polski ich rodzin. Lokum dla nich znalazło się na terenie Białogardzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie pan Daniel trenuje lekkoatletów.
Z pomocą przyjaciół i znajomych przygotowuje się na przyjęcie dziesięciu osób, żon i dzieci swoich pracowników. Chce zapewnić im długofalową opiekę, nie tylko jednorazową akcję.
- Kiedy ich żony i dzieci dotrą bezpiecznie do Białogardu, na pewno nie zostaną same. Będzie potrzeba pewnie wielu rzeczy, a także pomocy w załatwianiu formalności, organizowaniu szkoły, pomocy lekarskiej, pracy. Na razie jesteśmy cały czas w kontakcie, czekamy, kiedy pojawią się na granicy, żeby móc je stamtąd odebrać - zapewnia przedsiębiorca.
Najwcześniej do Białogardu powinna dotrzeć z Iwano-Frankowska żona pana Sławka, która jest już blisko przejścia granicznego. - Chcę tylko wiedzieć, że jest bezpieczna - mówi młody mężczyzna.