Jak twórczo wykorzystać trudny moment w małżeństwie podpowiada ks. Roman Maziec.
W skrzatuskim Domu Pielgrzyma odbyło się w połowie marca spotkanie dla kobiet na temat konfliktu i kryzysu w małżeństwie jako szansach w rozwoju. Poprowadził je ks. Roman Maziec, wikariusz parafii pw. Ducha Świętego w Koszalinie, student psychoterapii na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Zapytaliśmy go o rolę mediatora rodzinnego.
Katarzyna Matejek: Konflikt i kryzys szansą na rozwój w małżeństwie?
Ks. Roman Maziec: W każdym kryzysie dobre jest to, że coś może obumrzeć po to, aby mogło narodzić się coś nowego. Oczywiście, jeśli konflikt dobrze przepracujemy. W przeciwnym razie małżeństwu grozi rozwód i jest to zjawisko coraz częstsze. Co gorsza, jego ofiarą padają dzieci. Obserwujemy to jako katecheci w szkołach: uczniowie mają coraz większy problem ze skupieniem uwagi, z szacunkiem dla autorytetu, z własną agresją.
Co powinno zaniepokoić męża lub żonę, że kroczą w kierunku rozwodu?
Symptomami mogą być sarkazm, cynizm, agresja słowna, oskarżenia, niecierpliwość, obojętność czy choćby przewracanie oczami na każdą prośbę. To moment, kiedy dialogu małżeńskiego należy się uczyć. Do tego potrzeba osoby bezstronnej, kogoś z zewnątrz, kto pomoże małżonkom dostrzec sedno problemu. Mediatora.
Kim jest mediator rodzinny?
To specjalista, który umie wskazać właściwą drogę. Jego zadaniem nie jest rozwiązywanie konfliktów małżonków, ale nauczenie ich dialogowania. Jeśli mu się to uda, potem już nie będzie potrzebny. Może być więc tak, że wystarczy kilka spotkań z mediatorem, zależnie od tego, jak głębokie są zranienia małżonków. Bo jednak może okazać się, że sama mediacja nie wystarczy i że potrzeba bardziej zaawansowanej pomocy, np. psychoterapeuty, psychologa, psychiatry.
Pełną wersję wywiadu będzie można przeczytać w najnowszym nr. 12/2022 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".