W sobotę 2 kwietnia biskup koadiutor przywita się uroczyście z diecezją. O to, kim jest, zapytaliśmy jego przyjaciół i współpracowników z Kościoła gdańskiego.
Życzliwy, energiczny, otwarty na każdego człowieka – powtarzają wszyscy nasi rozmówcy. Po dłuższej rozmowie dorzucają do tego pakietu jeszcze: zapalony narciarz, chętnie sięgający po gitarę.
Choć na obie te przyjemności, odkąd siedem lat temu przyjął sakrę biskupią, ma coraz mniej czasu.
– Ta nominacja zupełnie mnie nie zaskoczyła – mówi bez wahania ks. prałat Włodzimierz Zduński, u którego przyszły biskup zdobywał pierwsze szlify w duszpasterzowaniu. – Często, choć żartobliwie, mówiłem księżom w parafii: „szanujcie współbrata, bo jeszcze będziecie całować jego pierścień”. Choć wywoływało to ogólną wesołość, także samego ks. Zbigniewa, podszyte było obserwacją, że już wtedy był osobą nietuzinkową. Miał coś w sobie takiego – opowiada wieloletni, emerytowany proboszcz gdańskiej parafii Matki Bożej Bolesnej.
Swojego nowego wikariusza poznał jednak dużo wcześniej, u Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Gdańsku-Brętowie, gdzie przyszły biskup zaczynał przygodę przy ołtarzu od ministrantury. Sam przyznawał wielokrotnie, że jego pierwsze lekcje wiary i historii przekazywali mu rodzice. To w domu otrzymał fundament, na którym można było śmiało budować.
– To była rodzina, która nie tylko wierzyła w Boga, ale wierzyła też Bogu. Od tego zaczyna się formacja i on to dostał od swoich rodziców – mówi ks. Zduński.
Wojciech Tyborowski poznał przyszłego biskupa... na dachu.
– Ma niezwykłą charyzmę pociągania za sobą ludzi – mówi o przyjacielu gdański przedsiębiorca. Ich przyjaźń zaczęła się od remontu sopockiego kościoła św. Michała Archanioła, w którym ks. Zbigniew wówczas proboszczował.
Wierni archidiecezji gdańskiej zapamiętają biskupa Zbigniewa także jako proboszcza, który podjął się ogromnego wysiłku remontu dwóch najważniejszych zabytkowych kościołów w mieście – katedry oliwskiej i bazyliki Mariackiej.
Ania Paszkowicz, która od 32 lat zarządza katedralną plebanią przyznaje, że za czasów ks. Zbigniewa drzwi się nie zamykały. – Dzwonek do drzwi albo telefon dzwoniły niemal bez przerwy. A on każdego przyjął, z każdym potrafił rozmawiać, także z tymi najuboższymi, którzy przychodzili prosić o pomoc. Ale to wszystko działo się bardzo... spokojnie. Pewnie, że pracy było więcej, ale nie było chaosu – wspomina siedem lat duszpasterzowania ks. Zbigniewa w katedrze.
Więcej o biskupie koadiutorze w najnowszym 13 numerze wydania papierowego "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" na niedzielę 3 kwietnia.