Nowy numer 23/2023 Archiwum

Promyczek nadziei

Po przerwie spowodowanej ograniczeniami pandemicznymi na pątniczy szlak wróciła Pielgrzymka Promienista. Na razie w jednej, słupskiej odsłonie.

Zwykle w pierwszym dniu maja ruszali z różnych stron diecezji, by po trzech dniach maszerowania spotkać się sanktuarium szensztackim na Górze Chełmskiej. W tym roku jednak jedynie pielgrzymi ze Słupska zdecydowali się wyciągnąć dobre buty z szafy i ruszyć w drogę. – Jesteśmy promykiem nadziei na to, że majowi pielgrzymi wrócą na szlak i tradycja promienistego wędrowania nie zniknie – przyznaje ze śmiechem ks. Wojciech Borkowski. Duszpasterz prowadził ponad 30-osobową grupę, która wyruszyła ze słupskiego kościoła Mariackiego. Na Górę Chełmską weszło ich dwa razy tyle. – Niemal na każdym postoju ktoś do nas dołączał. Nawet na ostatnich kilometrach – cieszy się duszpasterz.

Nie iść? Nie wypada!

Dla pielgrzymów z miasta nad Słupią tradycja to rzecz ważna. To od nich zaczęło się w 1993 roku majowe pielgrzymowanie. Po latach słupscy duszpasterze przeszczepili tę formę pobożności do innych parafii diecezji. – To modlitwa nogami. Czasami boli, niekiedy jest trudno. Ale gdy się przyjmie Komunię Świętą, to jakby aniołowie nad ziemią nieśli – zapewnia brat Piotr. – Teraz śpimy w szkołach i świetlicach. Kiedyś było nas z pięć razy więcej. I każdy chciał przyjąć pielgrzyma w domu. Bo pielgrzym niesie błogosławieństwo – wspomina. Długo zastanawia się, po raz który przywędrował na Górę Chełmską. – Na pierwszej pielgrzymce nie byłem, ale potem nie opuściłem żadnej – ustala doświadczony pielgrzym. Nie zatrzymała go nawet pandemia. Kiedy ograniczenia zmusiły większość pątników do pielgrzymowania online, brat Piotr przemierzał kilometry między słupskimi kościołami. Przyjechał też do podkoszalińskiego Kłosu, żeby zaliczyć chociaż ostatni etap trasy „w realu”. – Jak tu nie iść? Nie wypada! – tłumaczy i dodaje: − „Wychodzę” łaskę dla siebie i dla innych. Kiedyś na pielgrzymce modliłem się za kolegę z pracy, który strasznie mi dokuczał, zawsze mu coś nie pasowało. Proszę często za tych, którzy sami nie mogą, bo żyją w grzechu. Przecież póki są na ziemi, ciągle jest szansa, że się nawrócą – mówi.

Po wartości

70 kilometrów to stosunkowo niewielki dystans. Ale, jak zapewniają pątnicy, wystarczy, żeby wiele spraw z Panem Bogiem „załatwić”. Wystarczy też, żeby nabawić się pielgrzymkowych dolegliwości. – Warto otrzeć skórę z nóg, jeśli to przyniesie owoce – uśmiecha się Ewa Mariak, chociaż stan jej stóp wskazuje, że nie jest jej do śmiechu. Na kilka ostatnich kilometrów musiała skorzystać z podwózki, ale po stromych schodach do sanktuarium wspinała się dzielnie. – Niosę poważne intencje. Przede wszystkim modlę się o ciążę dla szwagierki. Ale też proszę za ludzi uzależnionych i za to, co teraz dzieje się na świecie – wyjaśnia pątniczka. Najmłodszy pielgrzym przyjechał na Górę Chełmską… hulajnogą. Transport na ostatnie podejście zapewniły ramiona taty. – To nasza rodzinna tradycja. Pięć lat temu wchodziliśmy tutaj jako nowożeńcy, a potem wracaliśmy każdego roku, kiedy było to możliwe. Teraz też, chociaż na ostatni etap, bo nie pozwoliły nam na więcej obowiązki zawodowe, ale bardzo chcieliśmy dołączyć – mówią Monika i Marek Podsiadłowie, rodzice czteroletniego Antosia. – Trzeba powierzyć się Bogu, wtedy i droga jest prostsza, i dziecko grzeczniejsze – śmieją się, a poważnie dodają, że chcą przekazywać dziecku wartości, które są dla nich ważne.

By kilometry zbliżały

O pielęgnowaniu tego, co najcenniejsze, mówił pielgrzymom bp Zbigniew Zieliński, który czekał na nich na szczycie góry. – Niech pielgrzymi wysiłek pomoże nam odkryć także i to, że wiara zakorzenia nas w historii. Jesteśmy tak dumni z osiągnięć cywilizacji, techniki, więc tym bardziej z dumą piszmy historię dobrymi czynami, lotnymi myślami, wzlatując ponad przeciętność – apelował podczas Mszy św. kończącej pielgrzymowanie. – Wydawałoby się, że w dobie szybkiego przemieszczania się łatwiej przyjdzie zrozumieć nam, że jesteśmy pielgrzymami, lepiej zrozumieć sens drogi. Rzeczywistość pokazuje, że jest odwrotnie. Wiele osób przemieszcza się jak w piosence: nie dbając o bagaż ani o bilet, nieważne dokąd, nieważne gdzie, ważne, że przed siebie. Jeśli życie tak wygląda, staje się raczej ucieczką przed czymś aniżeli pogonią za czymś. Nie ma celu, metod, punktów w drodze do celu. Dlatego pielgrzymka staje się dzisiaj dla człowieka ogromną szansą i przepustką do zrozumienia tego, co naprawdę w życiu się liczy. By nie tylko upływał czas, ale by był on owocny i mądry. By nie tylko mijały kilometry, ale by zbliżały nas do czegoś i kogoś – mówił pątnikom.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast