Dając dach nad głową uchodźcom wiedzieli, że to będzie długodystansowa pomoc. Udało się im, bo wspólne pomaganie trenowali od lat.
Członkowie Fundacji Po Piąte na apele o przyjmowanie pod dach uchodzących przed wojną Ukraińców zareagowali błyskawicznie. Jak wspomina Dariusz Wasylew, stało się to przy kawie. – Szybka narada: ile osób i gdzie jesteśmy w stanie przyjąć. I w ciągu 24 godzin byliśmy gotowi – mówi o działaniach w pierwszych dniach wojny.
Fundację tworzą rodziny z okolic Sławska w części skupione wokół ruchu skautowskiego. Jej głównym celem jest troska o życie poczęte i rodzinę, dlatego masowa ucieczka ukraińskich matek z dziećmi poruszyła ich serca. Ukraińcy zostali zaproszeni pod dach domu w Starym Krakowie koło Sławska, składającego się z trzech niezależnych mieszkań, mogących pomieścić ok. 20 osób. To rodzinna posiadłość Anety i Dariusza Wasylewów – mimo że właśnie szykowali odbudowany po pożarze dom na wynajem, nie wahali się użyczyć go ludziom w potrzebie. Już w pierwszych tygodniach wojny zamieszkało w nim kilkanaście osób, jedni na noc, dwie, inni są tu do tej pory. Obecnie mieszka tu osiem rodzin, głównie Ukrainki z dziećmi. Jest także rodzina z Uzbekistanu.
W grupie siła
Stworzona przez lata sieć sympatyków Fundacji Po Piąte stanowi duży potencjał – w działania angażuje się kilkanaście rodzin, a sama akcja przyjęcia uchodźców poszerzyła to grono o dobroczyńców z okolicy, całej Polski i zagranicy. Dzięki temu członkowie fundacji mogli reagować na rodzące się na bieżąco potrzeby. Jak wymienia Grzegorz Jabłoński, prócz lokum, wyżywienia i zaopatrzenia w podstawowe produkty i ubrania, fundacja mogła dzięki temu podarować uchodźcom łóżeczka dziecięce (zdobyła ich 7, z czego 5 od razu przekazała dalej w inne miejsca), wózki, rowery, trampolinę. Ponadto wyekspediowała na Ukrainę dwa transporty z tkaniną na mundury dla cywilów broniących swoich miast. – Sami tego nie wymyślaliśmy, ale dzięki nabytym kontaktom takie propozycje do nas przychodziły. Reagowaliśmy na to, co przynosił dzień – dodaje pan Grzegorz. – Najwięcej potrzeb trzeba było zaspokoić w pierwszych dwóch tygodniach. Ludzie dawali nam więcej niż potrzebowaliśmy, w wielu przypadkach byliśmy zmuszeni odmawiać przyjęcia darów. Dzieliliśmy się też tym z innymi gospodarzami, którzy przyjęli uchodźców.
Dużą pomocą była społeczność jednego z angielskich miast, która nie mogąc przyjąć uchodźców u siebie postanowiła wspierać tych, którzy im pomagają. Przyjeżdżali do Polski samochodami wypełnionymi żywnością, produktami chemicznymi, kosmetykami, lekami, ubraniami. Poznaną przez internet Fundację Po Piąte obdarzyli zaufaniem, dlatego potem za jej pośrednictwem zdobyli kolejne kontakty w Polsce, a po czasie także w samej Ukrainie. Ostatnio przywieźli do Starego Krakowa 15 rowerów, a na miejscu, w Polsce dokupili trampolinę.
Fundacja zorganizowała także lekcje języka polskiego dla Ukraińców. To zdalne spotkania z lektorem. Ukraińcy pobierają je bezpłatnie, lektorzy otrzymują za to od fundacji – na konto której spływają datki z Polski i zagranicy – połowę wynagrodzenia, drugą część traktując jako wkład własny. Obecnie w lekcjach bierze udział prawie 50 osób – oprócz mieszkańców starokrakowskiego domu także chętni z innych miejsc w kraju.