Mieli zbierać pieniądze na remont zabytkowych organów. W ostatniej chwili zdecydowali inaczej. Razem z mieszkańcami malutkich Łęg fundusze dla chorej dziewczynki zbierał biskup bydgoski.
To nie pierwsza akcja charytatywna organizowana w parafii w Redle. Mieszkańcy prowadzili zbiórki dla chorych dzieci nie tylko z terenu swojej parafii, zbierali fundusze dla poszkodowanych pożarem, ostatnio – dla szukających wśród nich schronienia uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy.
- Parafianie z otwartymi sercami i oczami to największy skarb – przyznaje ks. Rajmund Tessmer, proboszcz parafii w Redle, której filią są malutkie Łęgi. To za nich dziękował Bogu podczas Eucharystii sprawowanej w miejscowym kościele z okazji 35-lecia kapłaństwa i ćwierć wieku posługi w parafii.
Gotowość wspólnoty do niesienia pomocy innym wzrusza go nawet bardziej, niż medal, który odebrał razem z rocznikowymi kolegami. Wśród nich jest również bp Krzysztof Włodarczyk - od niedawna ordynariusz diecezji bydgoskiej.
Festyn poprzedziły dziękczynna Eucharystia za 35 lat kapłaństwa proboszcza i jego rocznikowych kolegów oraz procesja z Najświętszym Sakramentem. Karolina Pawłowska /Foto GośćPo dziękczynnej Eucharystii razem z rocznikowymi kolegami biskup wziął udział w festynie organizowanym przez miejscową społeczność. Jego beneficjentką jest niespełna pięcioletnia Maja Dąbrowska z pobliskiego Toporzyka. Dziewczynka cierpi na złośliwy nowotwór neuroblastoma najwyższego IV stopnia z przerzutami do szpiku kostnego i kości. Obecnie w Hiszpanii czeka na decyzję lekarzy o tym, jaką terapię podjąć.
O Mai parafianie z Redła usłyszeli kilka lat temu, gdy rodzice dziewczynki po raz pierwszy poprosili o pomoc w zbiórce pieniędzy na leczenie.
- Zorganizowaliśmy zbiórkę i z tym, co zebraliśmy pojechaliśmy do Toporzyka. Okazało się, że potrzebna kwota już została zebrana, więc rodzice Mai zdecydowali, żeby nasze pieniądze trafiły do innego dziecka, któremu pomagaliśmy - do Kajtka - opowiada ks. Tessmer.
Wydawało się wtedy, że terapia, którą zastosowano za zebrane pieniądze, była skuteczna i Maja wróciła do pełnego zdrowia. Tymczasem dwa lata później choroba wróciła i rodzice dziewczynki znów stanęli przed koszmarem braku środków na ratowanie życie dziecka.
Ostatnie miesiące serca wiernych z Łęg zaprząta troska o zabytkowe organy z ich kościoła. Ich remont to ogromne wyzwanie dla tak niewielkiej społeczności i nie ma co ukrywać, że środków na dokończenie rozpoczętego już przedsięwzięcia brakuje. Dochód z dorocznego festynu miał zasilić konto remontowe. Razem z proboszczem doszli jednak do wniosku, że instrument może poczekać.
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Jeśli Pan Bóg będzie chciał, żeby organy w Łęgach znów zagrały, to tak się stanie i pieniądze się znajdą. Ale w tej chwili najwyższą wartością jest życie dziecka i o nie musimy zabiegać, nawet jeśli kwota, którą dołożymy nie będzie wielka – dodaje proboszcz, który zaproponował mieszkańcom Łęg, żeby jego “dziękuję” Bogu zamienić na dzieło miłosierdzia.
Wiernych z filii nie trzeba było przekonywać. Bigos, pierogi, blachy ciast, gofry i loteria fantowa otworzyły serca i portfele przybywających na festyn. W zabawie pomogli strażacy-ochotnicy z Brzeźna, którzy zorganizowali atrakcje dla dzieci.
– Dobrze mieszkać wśród ludzi, którzy nie zamykają oczu na potrzeby najsłabszych. Tak powinno być wszędzie, choć pewnie nie zawsze się to udaje. Dopóki człowieka nie dotknie nieszczęście, często nie dostrzega, jaką wagę ma pomoc. Dzisiaj ludzie są bardzo pozamykani, siedzą w domach przed telewizorami, komputerami. Tym bardziej cieszę się, że razem z sąsiadami udaje nam się zdziałać coś dobrego. Nawet jeśli nie będzie to wielka kwota, czujemy, że przyczyniamy się do pomnożenia dobra – podsumowuje Jarosław Król, mieszkaniec Łęg.