W ciągu kilku godzin trzy rodziny z Dąbrowy Białogardzkiej straciły dach nad głową i cały dobytek, a jedna - źródło utrzymania. Mieszkańcy gminy i parafianie starają się im pomóc.
Trzy tygodnie po tragedii pan Jan kosi trawę przy pogorzelisku.
– Muszę coś robić, czymś się zająć. Ale tam patrzeć – strasznie – mówi, wskazując ręką na doszczętnie wypalony budynek, który był mieszkaniem jego rodziny przez ponad pół wieku. W parterowym budynku mieszkały jeszcze dwie rodziny. Łącznie 10 osób straciło dach nad głową, w tym troje dzieci. Razem z dachem spłonęło też wszystko, co mieli.
– Zostaliśmy z tym, z czym wyskoczyliśmy z łóżek. Tyle dobrze, że dokumenty zostawiłem w samochodzie. Stąd już się nic wynieść nie dało – dodaje łamiącym się głosem Jan Łuczków.
Pożar wybuchł w środku nocy z 28 na 29 czerwca. Z żywiołem przez kilkanaście godzin walczyło 16 zastępów straży pożarnej, ale wybudowany w latach 70. ubiegłego wieku budynek był łatwopalny. Nie pomógł nawet deszcz, który padał tej burzowej nocy. Rano z dobytku trzech rodzin i sklepu prowadzonego przez czwartą zostały tylko zgliszcza.
Poszkodowani otrzymali pierwszą pomoc, jednak wsparcie z ramienia instytucji jest kroplą w morzu potrzeb. Z pomocą ruszyli sąsiedzi, nie tylko z malutkiej Dąbrowy Białogardzkiej, ale mieszkańcy gminy Rąbino oraz cała wspólnota parafialna z Lipia.
– Odzew był natychmiastowy. Od razu rozdzwoniły się telefony z pytaniem, jak pomóc, co potrzeba zebrać. Myślą nawet o tym, żeby pomóc w sprzątaniu pogorzeliska, zgłaszając gotowość sfinansowania kontenerów – ks. Dariusz Pęczak, proboszcz wspólnoty w Lipiu, chwali swoich parafian. Z pomocą przyszła też diecezjalna Caritas, przekazując pogorzelcom 10 tys. zł. Pierwsze potrzeby są zabezpieczone, ale za chwilę trzeba będzie pomóc w zakupie odzieży zimowej, opału, zagospodarowaniu się na nowym miejscu. Dlatego sąsiedzi pogorzelców nie ustają w organizowaniu pomocy. Zaplanowany dużo wcześniej festyn także stał się pretekstem do zbiórki.
Okazją do zbiórki stał się zaplanowany wcześniej piknik integrujący polskie i ukraińskie rodziny. Ryszard Poręba– Pieniądze są ważne, bo ludzie zostali z niczym, ale równie ważne jest to, żebyśmy pokazali poszkodowanym, że nie zostali sami z tragedią – mówi Ryszard Poręba, organizator wydarzenia w Kłodzinie, które pierwotnie dedykowane było integracji polsko-ukraińskiej.
Więcej o pomocy niesionej mieszkańcom Dąbrowy Białogardzkiej w wydaniu papierowym "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" na najbliższą niedzielę.