Budowanie przedsoborowego ołtarza to dziś nieczęsta praktyka. Jeszcze rzadziej się zdarza, żeby za narzędzia chwycił… ksiądz.
Pierwszy jest zapach: świeżego, sosnowego drzewa. Pojawia się zaraz po otwarciu drzwi. Tuż za nim zdumienia dopełnia nietypowe dla sakralnej przestrzeni wyposażenie: piła, strug, szlifierka. Tymczasowa stolarnia znika dwa razy w miesiącu, gdy w kaplicy gromadzą się na modlitwę wierni.
– W lecie ich liczba nawet się podwaja. Żeby uczestniczyć we Mszy św. po łacinie, są gotowi jechać nawet
Na co dzień posługuje po drugiej stronie ulicy, w kościele Mariackim. Dwie niedziele w miesiącu sprawuje liturgię w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.
– Zdecydowała o tym chęć otoczenia opieką duszpasterską słupskiego środowiska tradycjonalistów. Najczęściej Msze św. sprawowali księża przyjeżdżający z zewnątrz, nie było stałego duszpasterza. Pomyślałem, że – jeśli tylko się nauczę – może będę mógł im służyć. I cały czas się uczę. Z dużą korzyścią, bo po 20 latach kapłaństwa, dzięki Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu, na nowo odkrywam piękno i głębię celebracji w porządku posoborowym – tłumaczy duszpasterz, nim rozmowę uniemożliwi odpalona piła.
Szkoda marnować czasu, którego ks. Robert nie ma za dużo. Do kaplicy wpada między szkołą i wikariuszowskimi obowiązkami, po wieczornej Mszy św. Nieco dłużej zostaje w piątki, gdy ma dzień wolny. – Mam dobrych współpracowników w parafii – dodaje, jakby tłumacząc się trochę ze stolarskiej pasji.
Malutka gotycka kaplica w centrum Słupska przez jakiś czas służyła miejscowym plastykom jako galeria. Gdy dwa lata temu bp Edward Dajczak przekazał ją słupskiemu środowisku dla celebracji liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, nic poza murami nie przypominało o jej sakralnym przeznaczeniu. Za sprawą determinacji wiernych zaczęło pojawiać się właściwe temu miejscu wyposażenie: ławki, chrzcielnica, konfesjonał. Brakowało jednak tego, co najważniejsze – ołtarza. Zlecenia zadania profesjonalnej firmie wspólnota nie podołałaby finansowo. Opatrznościowo ich duszpasterz okazał się mieć fach w ręku.
– Jako dziecko wiedziałem, że ołtarz w moim sławieńskim kościele zrobił jakiś franciszkanin. Ta świadomość, że stoi za tym konkretny człowiek, była dla mnie w jakiś sposób ważna. Robiąc ten ołtarz czuję radość, bo wiem, że będzie służyć wspólnocie. Ale czy to będzie to radość z dobrze wykonanej roboty, to się dopiero okaże, gdy skończę – mówi ks. Robert.
Więcej o powstającym w słupskim kościele św. Jerzego ołtarzu w numerze 41. wydania papierowego "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".