- Nie dziwmy się, że świętość, jako promocja dobra, jest na szczególnym celowniku tego, który jest zainteresowany promocją zła - powiedział bp Zbigniew Zieliński w Koszalinie, odnosząc się m.in. do prób kwestionowania świętości Jana Pawła II.
Biskup koadiutor Zbigniew Zieliński przewodniczył 1 listopada modlitwom na koszalińskim cmentarzu komunalnym. Celebracja rozpoczęła się modlitewną procesją. Przy pięciu stacjach wspominano różne grupy zmarłych. Po procesji biskup przewodniczył Eucharystii z uroczystości Wszystkich Świętych.
Mszę św. poprzedziła procesja po cmentarzu. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto GośćW homilii bp Zieliński podkreślił m.in. rolę świętych nie tylko jako przykładów do naśladowania i orędowników w niebie. - Dzisiejsza uroczystość jest też i po to, byśmy zdobywania świętości nie scedowali na innych ani o niej nie zapomnieli, zwiedzeni troskami dnia powszedniego. Nie tylko przywołujemy świętych i zadajemy pytanie, czym jest świętość, ale przede wszystkim próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy my chcemy być świętymi, czy stajemy się nimi - mówił biskup.
- Największym wrogiem świętości jest umiarkowanie, które sprawia, że poprzestajemy na zamiarach i projektach, rzadko przechodząc do konkretów, chociaż żyjemy w czasach, w których chętnie deklarujemy się jako pragmatyczni i racjonalni - powiedział biskup, zachęcając do przekuwania dobrych pragnień w decyzje.
- Troska o świętość wymaga jej promocji - stwierdził biskup, podkreślając, że takie podejście jest wymaganiem wynikającym z troski o innych, aby także i oni mogli zapragnąć świętości, jak również z troski o siebie, aby samemu nie utracić nadziei.
- Promocja świętości jest obroną przed utratą tego, co święte. Dzieje się to np. wtedy, kiedy niektórzy chcieliby dokonać dekanonizacji św. Jana Pawła II. Jednych to dziwi, inni mówią, że może coś jest na rzeczy. Jeżeli jednak przywołamy losy Pana Jezusa, to nawet Tego, który nikomu nie wyrządził zła, też chciano dekanonizować, a nawet ukrzyżować. I wtedy pewnie też niejeden wahał się, mówiąc: "A może coś jednak w tym jest". Skoro mówią, skoro piszą... - stwierdził biskup.
- Nie dziwmy się, że świętość, jako promocja dobra, jest na szczególnym celowniku tego, który jest zainteresowany promocją zła. On potrafi to robić w różny sposób. Czasami brutalny, ukazując zło w całej swojej dramatycznej rzeczywistości. Innym razem przy pomocy, wydawałoby się, kolorowych festynów. Żałosne korowody maszkaronów, w tym przebranych za demony, pokazują, że nawet to, co dla większości najświętsze, wystawione jest na wielką próbę i pewnie sami czasami dajemy się temu zwieść. Sprzymierzeńcem tego jest przeważnie żałosna bezmyślność. I w tym przypadku i w wielu innych, nie mamy ochoty słuchać dobrych ludzi - zauważył.
- Cóż znaczy, że chcemy być święci, jeśli nie zauważamy, że święci są wśród nas, że są drogowskazami i trzeba ich słuchać? - pytał biskup. - Dlatego inni, którzy wybrali sobie za cel walkę ze świętością, wołają, że nie ma autorytetów, czytaj - nie ma świętych. Nie ma kogo słuchać, nie ma na kim się oprzeć, nie ma do kogo się odwołać. Rodzice są źli, nauczyciele są źli, księża są źli, politycy są źli - dodał hierarcha, podważając taki sposób myślenia, wskazując na obecność świętych ludzi tu i teraz, we współczesnym świecie, w rodzinach, w różnych zawodach.
Biskup przywołał różne kategorie świętych: proroków, apostołów, męczenników, mistyków. Zwrócił szczególną uwagę na "świętych czasów wojen". Nawiązał w ten sposób do miejsca sprawowania Eucharystii, przy ołtarzu, który na koszalińskim cmentarzu stanowi część pomnika martyrologii narodu polskiego.
- To miejsce przywołuje nieludzkie systemy i ich ofiary. To ci, którzy ostrzegają nas, do czego prowadzi cywilizacja bez Boga. Ona nie tylko dokonuje się w czasie straszliwych wojen, ale także w czasie budowania cywilizacji nienawiści i śmierci. To budowanie zaczyna się od mówienia, że miejsce dla Pana Boga jest tylko w sferze prywatnej, a w publicznej - autonomia w imię tolerancji i innych nie najgorzej brzmiących dla ucha haseł. Tak zaczynał każdy system totalitarny. Święci czasów wojen są ostrzeżeniem przed tym, do czego prowadzi cywilizacja budowana przez Boga - nauczał.
Biskup przyznał też, że porównując się z niektórymi wielkimi świętymi, możemy odkryć, jak wiele nam do nich brakuje. Nie stanowi to jednak przeszkody na drodze do świętości. Jest nią natomiast nieumiejętność dostrzeżenia swego własnego grzechu.
- Bić się we własne piersi, nie w cudze. Jesteśmy doskonałymi specjalistami od cudzych błędów i zaniedbań, porzucając możliwość wyeliminowania niedoskonałości z naszego życia. Wydaje się nam, że osiągniemy sukces, koncentrując się na błędach innych; że wtedy poczujemy się lepiej. Owszem - na chwilę, ale na pewno nie na wieczność - zakończył biskup, zachęcając do zadania sobie pytania o własne pragnienie świętości.