Słowami Psalmu Dawidowego i Koronką do Bożego Miłosierdzia modlono się za koszalinian spoczywających na terenie dzisiejszego parku miejskiego.
O tym, że okalający Koszalińską Bibliotekę Publiczną park jest dużych rozmiarów nekropolią dzisiaj nie przypomina nic albo niewiele. Przy jednej z alejek w pobliżu budynku stoi głaz z dwujęzyczną tablicą poświęcony pamięci dawnych koszalinian. Pomiędzy drzewami można też wypatrzeć dwa symboliczne nagrobki ustawione przez potomków spoczywających tu ludzi. Reszta zniknęła rozgrabiona, zdewastowana i zniwelowana. Jednak trudno o tym miejscu powiedzieć "były" czy "nieistniejący cmentarz". Pod dzisiejszymi alejkami spoczywa około 30 tys. dawnych koszalinian.
- Proponuję, by pomyśleć o cmentarzach, które zostały na Kresach. Te miejsca pamięci po wojnie zostały opuszczone, nie ma o nie komu dbać, są rozjeżdżane spychaczami nieprzyjaznego reżimu. Czy Polacy, którzy tam pojadą, mówią „były cmentarz”? Skoro tam leży mama, babcia, rodzeństwo, to czy ten cmentarz był, czy jest? – zachęca do refleksji ks. Henryk Romanik, proboszcz parafii katedralnej, na której terenie znajduje się cmentarz-park.
Dlatego zaprosił swoich parafian i sąsiadów z usytuowanego naprzeciw parku Domu Miłosierdzia do modlitwy za tych, których kości czekają na zmartwychwstanie wśród parkowych alejek.
- W pewnym sensie to moi parafianie, spoczywający w ziemi należącej do mojej parafii. Jako proboszcz czuję się zobowiązany do osobistej modlitwy za nich, ale każdy, kto ma sumienie, musi wiedzieć, że stoimy na chrześcijańskich grobach, których uzbierało się tu około 30 tys. To długa lista wspominkowa – mówi duszpasterz.
Na zaproszenie odpowiedziało kilkadziesiąt osób. Słowami Psalmu 27 i Koronką do Bożego Miłosierdzia polecali Bogu spoczywających na terenie dzisiejszego parku zmarłych oraz swoich bliskich pochowanych na cmentarzach całego świata.
- Modlitwa za zmarłych nie ma granic. Jedyną granicą jest niebo, do którego chcielibyśmy dotrzeć – mówił ks. Romanik.
Jak dodaje duszpasterz, zasadnym byłoby ustawienie w parku krzyża.
- To pytanie o to, komu ten krzyż jest potrzebny? Zmarłym pochowanym tutaj? Koszalińskim ewangelikom? Niemcom, potomkom dawnych mieszkańców? Nam? O tym trzeba rozmawiać, spokojnie tłumaczyć i wyjaśniać, że nie chodzi o manifestacje, pretensje. Także nie o to, czy ktoś coś powinien. To nasza odpowiedzialność – podkreśla.
Nawet w świadomości wielu koszalinian istnieje tylko jeden miejski cmentarz: ten przy ulicy Gnieźnieńskiej. Jednak w ciągu wieków było ich znacznie więcej. Najstarszy jest na Górze Chełmskiej, założony przy sanktuarium maryjnym, do którego w średniowieczu pielgrzymowali pątnicy z całej Europy. Dlatego oprócz mieszkańców Koszalina i okolic, grzebano tam również właśnie pielgrzymów. Mogło tam zostać pochowanych około 3,5 tysiąca osób. Pierwsze cmentarze w mieście istniały przy świątyniach: farze i kościele cysterek – dzisiejszej cerkwi prawosławnej. Ostatni projekt konserwatorski w katedrze ujawnił kilkaset pochówków pod posadzką samej świątyni. Cmentarze były też przy kaplicach znajdujących się poza murami miejskimi: przy kaplicy św. Gertrudy i nieistniejących już kaplicy św. Mikołaja i św. Jakuba.
Ta ostatnia znajdowała się właśnie w narożniku dzisiejszego parku przy bibliotece. Kiedy miasto zaczęło się dynamicznie rozwijać, a w związku z tym i rosnąć w liczbę mieszkańców, zdecydowano o założeniu w tym miejscu cmentarza miejskiego. Od 1819 r. do 1926 r., gdy zaczęło brakować na nim miejsca, spoczęło tu około 30 tys. ciał dawnych koszalinian, także wybitnych osobistości i zasłużonych dla miasta.