Tego wieczoru mieszkańcy Zimowisk otworzyli drzwi swojego kościoła dla wyjątkowego gościa. - Już wiemy, jak czuła się Elżbieta, gdy do jej domu przyszła Maryja - mówią wzruszeni.
Matka Boża do Zimowisk nie przybyła wprawdzie jak w Ewangelii, z pośpiechem, ale za to rozświetlającym zimowy zmierzch samochodem. Będzie nim przez najbliższe trzy lata odwiedzać wszystkie kościoły diecezji. Także te filialne, w malutkich miejscowościach, których mieszkańcom trudno wybrać się do Skrzatusza.
- I będzie pukać do ich serc - nie ma wątpliwości ks. Marek Mackiw, proboszcz parafii Najświętszego Zbawiciela w Ustce, od której rozpoczęła się ta niezwykła wędrówka cudownej Piety ze Skrzatusza.
Z usteckiej filii do skrzatuskiego sanktuarium na drugim końcu diecezji jest
- Dużo jest osób, które nie pojadą do Skrzatusza, bo za daleko, więc nigdy nie mieliby możliwości spojrzeć Matuchnie w oczy. A tak może kiedy Ona będzie tak blisko, coś się w nich poruszy, coś zmieni? - zastanawia się Maria Dukat, z niecierpliwością wypatrując przyjazdu gościa.
Ona w Skrzatuszu była nie raz, ale bardzo cieszy się z tej maryjnej rewizyty. - Wielka radość, wielkie wzruszenie, ale i duże zaskoczenie, że przyjeżdża do nas, do takiego malutkiego kościółka - kiwa głową. O czym będzie rozmawiać z Maryją? Na głos wypowiedzieć się nie da. Więcej pewnie powie, kiedy na kolanach będzie przez długie minuty szeptać Matce Bożej wszystkie sprawy, problemy i troski, z którymi przyszła, żeby prosić o Jej wstawiennictwo.
O wizycie wyjątkowego gościa dowiedzieli się kilka dni wcześniej. Nie spodziewali się, że to od ich parafii rozpocznie się to bezprecedensowe w dziejach diecezji wydarzenie. I że ich wiekowy kościół w Zimowiskach będzie miał w tym swój udział. Czasu na przygotowanie dużo nie było.
- Ale nikt nie stanął na baczność. Bardziej na kolanach, bo serca się poruszyły - uśmiecha się Ryszard Jarzębski. Jak wiadomo męskie serca są niezmiernie podatne na wzruszenia, choć panom zwykle niełatwo dzielić się tym, co przeżywają. - Matka Boska jest z nami zawsze. Ale ważne jest, że w tym szczególnym znaku gromadzi nas razem, że czujemy się wspólnotą - dodaje.
Pana Andrzeja szczególnie dotyka wymodlony dla Piety ze Skrzatusza tytuł, który wymodlili diecezjanie: Matka Miłości Zranionej i naszej Nadziei. - Dzisiaj tak się tę miłość poniewiera w świecie, nic nie znaczy. A Matka Boża pokazuje nam dokąd, do Kogo iść, żeby prawdziwie kochać. A to wlewa w nasze serca nadzieję, że świat może być lepszy, że my też możemy być lepsi - zamyśla się Andrzej Gałat. Za chwilę to on powita Pietę w progach zimowiskowego kościoła.
Wszyscy czują, że czas jest niezwykły. I przeczytana Ewangelia jakby bardziej rezonuje w parafialnym "tu i teraz".
- Już wiemy, jak czuła się Elżbieta, gdy do jej domu przyszła Maryja. Nas też, w tym szczególnym Adwencie, nawiedza Skrztauska Pani i przynosi nam swojego Syna - mówią wzruszeni mieszkańcy Zimowisk, gdy cudowna figura przekracza progi ich świątyni.
Dla proboszcza usteckiej wspólnoty to też niemałe przeżycie. Swoje kapłaństwo zaczynał po sąsiedzku z sanktuarium, w Róży Wielkiej.
- Chodziliśmy z parafianami często do sanktuarium pieszo, jeździliśmy rowerami. Ja sam nie raz się tam u stóp Piety wypłakałem. Ta Matka Boża taka jest: otwiera serca - przyznaje z uśmiechem ks. Marek i dodaje: - Biskup Edward często zachęca nas do patrzenia na twarz Skrzatuskiej Pani. Mimo cierpienia Matki trzymającej ciało Syna, ma wzrok skierowany dalej, w przyszłość, w nadzieję, której tak bardzo nam potrzeba.
On, klęcząc tego wieczoru w kościele w Zimowiskach szczególnie prosił, żeby ta peregrynacja zaowocowała w parafii. - Proszę Boga o przemianę serc i głów. Nie tylko dla nas, mieszkających w usteckiej parafii, ale też dla tych, którzy nas tu odwiedzają latem. A nie mam wątpliwości, że tak, jak nasze ziemskie mamy, nie raz i nie dwa potrafią nas zmienić, swoją miłością, swoimi modlitwami, tak nasza Matka niebieska wyprosi nam te łaski - dodaje.