– Lekarz polecił mi usiąść, ale nie mogłam znaleźć stołka. Powiedziałam, że nie widzę i wysłucham go na stojąco. Najpierw oniemiał, potem zaczął krzyczeć: „Ona nie widzi! Przyprowadźcie kogoś widzącego!”. Jakbym z utratą wzroku straciła też… rozum.
Takich historyjek uzbieranych przez kilkanaście lat życia bez wzroku Ania ma na pęczki. Chociaż zwykle nie odbywają się w szpitalu, a ich negatywnymi bohaterami nie jest personel medyczny. – Pacjentką była moja mama. Na co dzień to na mnie spoczywa obowiązek opieki nad rodzicami, kiedy tego potrzebują, i myślę, że całkiem nieźle sobie z tym radzę, więc i wtedy to ja towarzyszyłam jej w gabinecie lekarskim – opowiada o sytuacji, jakiej doświadczyła kilka tygodni temu, w której jak w soczewce skupiły się kuriozalne zachowania dotykające osób z niepełnosprawnościami. Od nieuprawnionego przechodzenia na „ty”, przez gorączkowe poszukiwania kogokolwiek sprawnego, komu można przekazać informacje, po przekraczanie granic osobistego kontaktu. – Na finał pielęgniarka w pocieszającym geście odgarnęła mi włosy z czoła. Wyobraź sobie sytuację, że jesteś u lekarza, a jakaś obca osoba podchodzi i poprawia ci fryzurkę, jak to się zwykło robić w przypadku małych dzieci! – proponuje kobieta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.