W koszalińskim Centrum Edukacyjno-Formacyjnym odbyły się zimowe rekolekcje dla wspólnot Odnowy w Duchu Świętym.
Z różnych miejsc diecezji do Koszalina przyjechało ponad 100 osób. Tylko tyle zmieściło się w Centrum Edukacyjno-Formacyjnym, dlatego 20 członków miejscowych wspólnot na weekendowe zajęcia dojeżdżało do ośrodka.
- Wracamy do liczb sprzed pandemii - cieszy się ks. Bogusław Fortuński, diecezjalny koordynator Odnowy w Duchu Świętym.
W weekend nad morzem nieźle powiało, więc porównania nasuwają się same: wiatr Ducha już nie przewraca słabych drzew, ale wieje we wspólnotowe żagle.
- Widać, że powoli wspólnoty się odbudowują. Pandemia sprawiła, że te drzewa, które były słabiej zakorzenione, przewróciły się, odpadły słabe gałęzie. Ale dla wielu wspólnot był to też impuls do wyjścia z utartych kolein, podjęcia nowych dzieł - przyznaje duszpasterz.
Nowe ma być przede wszystkim spojrzenie na dar otrzymywanych charyzmatów, skupiające na konieczności służby nimi innym, wychodzenie poza krąg przyjaciół ze wspólnoty. Zanim zacznie się jednak służyć, trzeba najpierw uporządkować swoje wnętrze i otworzyć uszy. Bo posługa charyzmatyczna to przede wszystkim umiejętność słuchania Boga w swoim wnętrzu. Także tym poranionym, z bagażem doświadczeń. One również mogą stać się narzędziem posługi.
- Przez dziury w naszych popękanych naczyniach prześwieca światło - przekonuje prowadząca konferencję Mirosława Kartasińska. Przytacza historię osób, które swoje trudne doświadczenia i choroby przekuły w łaskę, dzieląc się nią z innymi.
- Mówi się, że syty głodnego nie zrozumie. Jeżeli Pan Bóg wyciągnął nas z trudnego doświadczenia, może się to stać dla kogoś, kto zmaga się z podobnym ciężarem, stać się światłem na ciemnej drodze - przyznaje rekolekcjonistka z ekipy SOS dla Wspólnot, funkcjonująca w ramach drużyny ewangelizacyjnej Mocni w Duchu z Łodzi.
Anna Janik, liderka bobolickiej wspólnoty już wie, z czym wróci z rekolekcji.
- Niekiedy coś tak bardzo nas boli, że nie uświadamiamy sobie, że to też może być narzędziem, łaską dla innych - mówi. - Rekolekcje to nie ładowanie akumulatorów, jak najczęściej się słyszy. To raczej przypomnienie, że Bóg posyła każdego z nas i z tego czerpiemy siłę. Już pierwsze warsztaty pokazały, że mamy, co robić. Wszystkie nasze negatywne doświadczenia Pan Bóg przekuwa w dobro i uczy nas, jak służyć tym innym. Dzięki nim możemy dostrzegać w drugich to, co sami przeżyliśmy. Łatwiej wtedy zaopatrzyć ranę - dodaje.
Mirosława Kartasińska zachęca, by nie ukrywać przed Bogiem tego, że coś nas boli. Bliskość Pana nie sprawia, że znikają ograniczenia wynikające z kruchej ludzkiej kondycji.
- Jezus zna nasze serca dużo głębiej niż nam się wydaje. Wie, że w naszym życiu było i jest dużo cierpienia, które gromadzimy w sobie jak w worku i… próbujemy o nim nie mówić, jakby nie wypadało nam przed Bogiem narzekać. Próbujemy to nasze cierpienie zamieść pod dywan, bo nie wypada się buntować przed Bogiem. Tymczasem mogą przyjść jeszcze trudniejsze doświadczenia, które zachwieją naszą wiarą. Dlatego musimy przychodzić do Niego z tymi doświadczeniami, z każdym trudem, z całym bagażem życiowym. To Bóg zrobi w nim porządek, wlewając swoją miłość - dodaje.