W diecezjalnym ośrodku powstaje wyjątkowe dzieło. Mierzące 5,5 m przedstawienie Trójcy Świętej wypełni ścianę prezbiterium kaplicy. Zadanie to powierzono ikonografowi Romanowi Ziębie, pielgrzymowi Bożego Miłosierdzia.
Drogą ikony podąża od 15 lat. Wcześniej stracił wszystko: rodzinę, wolność, pracę. Dziś dzieli się swoim doświadczeniem wiary, prowadząc rekolekcje z ikoną w Polsce i za granicą, a także przemierzając świat jako pielgrzym Bożego Miłosierdzia – członek wspólnoty mężczyzn, którzy za więziennym murem przeżyli radykalną przemianę. Teraz Bóg postawił przed nim kolejne zadanie.
Wnuczka rekolekcjonistka
O swojej misji opowiadał w kołobrzeskiej bazylice, dzieląc się trudnościami, z jakimi musi zmierzyć się ten, kto podejmuje się napisania najsłynniejszej ikony na świecie. I to w takiej skali! – Przed podjęciem się tego wyzwania czułem, że potrzebuję rekolekcji, wyjścia ze świata. Czasu pokuty i oczyszczenia – przyznaje Roman Zięba i wspomina moment dokonywania rezerwacji w zakonie kontemplacyjnym oraz… telefon od córki. – Oczekuje drugiego dziecka, na dniach będzie rodzić, więc poprosiła, żebym przyjechał. I zamiast tygodnia w ciszy u kamedułów, rekolekcje zrobiła mi moja czternastomiesięczna wnuczka Janina. Ten tydzień tak dał mi w kość, a zarazem uświadomił, że Bóg przychodzi do nas tu i teraz, w naszej rzeczywistości, w tym, czego potrzebujemy, a nie w naszych oczekiwaniach – śmieje się ikonograf.
Ikona stworzona przez Andrieja Rublowa dla podmoskiewskiego monasteru Trójcy Świętej na początku XV w. do dziś zaskakuje głębią treści i wielością interpretacji. Odwołuje się do sceny z Księgi Rodzaju: trzej wędrowcy przychodzą w gościnę do starego Abrahama i przynoszą mu dobrą nowinę. Wielu ojców Kościoła pojmowało ową scenę jako objawienie Trójcy Świętej. Koncepcja ta jest szczególnie żywa w Kościele prawosławnym. – Biblia nazywa gości Abrahama po prostu „mężami” – enosz, choć sugeruje, że to aniołowie. Mówi zatem o śmiertelnikach, którzy przybywają do cierpiącego po obrzezaniu Abrahama. Bóg przychodzi do niego nie w potędze, grzmotach, błyskawicach, ale w kruchości śmiertelników – tłumaczy Roman Zięba.
Filoksenia
Aniołowie siedzący wokół ołtarza wpisani są w okrąg powtarzający się na kosmykach włosów, w nimbach. Głębokie znaczenie ma nie tylko kolorystyka chitonów i himationów, w jakie są odziani, ale także pochylenie ciał, spojrzenia, a nawet krzywizny szat. W samym środku ikony znajduje się prawa ręka środkowego anioła. Gestem błogosławieństwa kieruje on uwagę na kielich ofiarny. – Kiedy prowadzono badania nad ikoną Rublowa, odkryto pod warstwami werniksu, że ta dłoń została przemalowana. Pierwotnie był to jeden palec, który wskazywał na… trzeciego anioła. Syn patrzy na Ojca, ale wskazuje na Ducha. Prosi Boga Ojca, by posłał Parakleta ludziom umęczonym grzechem, cywilizacją, w której są wojny, kataklizmy – interpretuje ikonograf i przywołuje grecki termin perychoreza – taniec po kole. – Ta ikona opowiada o relacjach Trójcy Świętej, nieustannym przekazywaniu miłości, będącej bezinteresownym darem z siebie, który nie pozostaje bez odpowiedzi. Wiedząc, że Bóg jest odwieczną miłością, ofiarowując siebie innemu, nie mogę stracić, mogę tylko zyskać – opowiada. Biblijną scenę odwiedzin u Abrahama nazywano z greckiego filoksenią, czyli gościnnością. – To otwartość Abrahama na przybyszów. Przeciwieństwem tego jest ksenofobia, czyli właśnie strach przed obcym – mówi R. Zięba, opowiadając o piekle na ziemi rozpętanym przez taki strach w Rwandzie. Może właśnie z tego powodu Opatrzność Boża sprawiła, że w tym kraju realizował pierwsze zlecenie dotyczące stworzenia wielkowymiarowego przedstawienia ikony Trójcy Świętej?
Biskupie błogosławieństwo
Przystępując do pracy ikonograf modli się o czystość intencji, o wolność serca od własnych zamysłów, a także o wierność przedstawienia. Roman Zięba często powtarza, że ikona stawia twórcę w prawdzie… o sobie. – To najczęściej trudna prawda – przyznaje i wspomina kryzys, jakiego doświadczył po tygodniu pracy w Pleśnej. – Te pięciometrowe postacie ujawniły, że ja nic nie wiem, nic nie umiem. Bałem się wejść rano do kaplicy. Spanikowałem i pragnąłem stamtąd uciec. To wielkie zadanie, które chciałem podźwignąć swoimi siłami, wiedzą, umiejętnościami. I nic nie wychodziło – wyznaje. Pomogła rozmowa z nauczycielem z Ukrainy oraz odwiedziny w Pleśnej bp. Edwarda Dajaczka. – Uświadomiłem sobie kolejny raz, że jestem niecierpliwy; że powinienem otworzyć się na Boży plan; że muszę pozwolić Bogu działać i być świadkiem miłości. Kiedy biskup modlił się nade mną, doświadczyłem umocnienia. Wiedziałem, że jestem w Kościele, dla którego Syn wyprosił u Ojca, by posłał mu Ducha Pocieszyciela – dodaje ikonograf.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się