Biskup koszalińsko-kołobrzeski przewodniczył Mszy św. w Środę Popielcową w koszalińskiej katedrze. Posypywał głowy wiernych popiołem. Sam również przyjął ten znak.
Biskup w homilii wyjaśniał znaczenie obrzędu posypania głów popiołem. - Pokornie pochylamy nasze głowy dlatego, że mamy świadomość swoich grzechów. Nie chodzi tutaj o ułomności, że ktoś czegoś nie potrafi, ale o świadomie czynione zło - mówił biskup. - Jesteśmy świadkami czasów, w których chętnie rozlicza się innych ludzi z popełnianych przez nich błędów. Nie jest to złe pod warunkiem, że ci, którzy to czynią, zaczynają od siebie samych. Dlatego dzisiaj przybywamy tutaj i nie posypujemy popiołem głów naszych bliźnich, tylko własne. Popiół na naszych głowach przypomina nie tylko o tym, że Bóg nas stworzył z niczego, ale również o tym, że kiedyś w proch obrócimy się zarówno my sami, jak i nasze plany i ambicje, jeśli nie będą oparte na Ewangelii Chrystusowej. A Ewangelia wymaga od nas wiary i nawrócenia - mówił dalej bp Zieliński.
Hierarcha podkreślił także społeczny wymiar popielcowego obrzędu, mimo ewangelicznego nakazu do poszczenia "w ukryciu": - Nie chodzi tu bowiem o objawianie postu, ale miłości. Jeśli serce jest zwrócone do Boga, to w każdym jego geście objawia się miłość. Irytujemy się, że ludzie niewierzący patrzą na nasze uczynki. Nie można się im dziwić. Skoro są niewierzący i poszukujący, trudno, żeby dowiedzieli się czegoś o wierze, jeśli nie po naszych czynach. Po drugie stają się oni w jakiś sposób prorokami współczesnego świata, którzy domagają się od nas uczciwej postawy. Posypanie popiołem dokonuje się raz w roku, ale nie obowiązuje tylko dzisiaj. Czy gdy nasze głowy ktoś posypie popiołem, pokornie przyjmiemy ten znak, aby skruszyć własne serca i przez to skruszyć harde serca bliźnich, czy może raczej oddamy popiół za popiół? Ta pokusa niejednokrotnie nam towarzyszy. Nie o to chodzi w tym geście. Prawda zawarta w mocnych słowach: "prochem jesteś" nie ma jednodniowego wymiaru. Przyjmujemy popiół dziś po to, aby z serca podawać drugiemu człowiekowi nie popiół, ale gesty dobroci, miłości i przebaczenia - usłyszeli zgromadzeni w katedrze.
Wcześniej biskup mówił o konieczności nawrócenia, które jest podstawowym zadaniem na Wielki Post. Jak podkreślił, słowo Boże wzywa do nawrócenia serca, a nie tylko do zewnętrznych, drastycznych, postnych uczynków. - Nie chodzi tutaj o ścięcie własnej głowy, o starcie człowieka w pył, ale o to, byśmy, odkrywając własne słabości, zamienili je w udoskonalenie. W ten sposób post staje się dla nas niezwykle optymistycznym darem. Chodzi bowiem o wstrzemięźliwość od tego, co stanowi nadmiar, co stanowi przesyt. W postępowych i unikających religijnych tematów czasopismach czytamy, że chociaż raz w tygodniu człowiek powinien pościć o chlebie i wodzie. Autorzy tych stwierdzeń mają na myśli ludzką kondycję, oczyszczenie organizmu, jego witalność. Gdybyśmy powiedzieli o tym w kościele, niewielu by się tym zainteresowało. Ale przecież wstrzemięźliwość przejawiająca się w poście jest praktyką znaną od wieków, a dla nas, ludzi wierzących, praktyką, którą w tym świętym czasie możemy jeszcze bardziej odkryć i nadać jej właściwy sens - mówił biskup, nawiązując także do duchowego wymiaru postu w znaczeniu wstrzemięźliwości, która potrafi otworzyć człowieka na głębsze wymiary życia.
- Czasami celebryci chwalą się tym, jak wiele wyrzeczeń musieli ponieść, aby osiągnąć to czy tamto. Zatem światu bliskie jest wyrzeczenie się w imię większych wartości. Jeżeli zatem dzisiaj tak trudno jest nam dostrzec wyższe wartości, to dzieje się tak nie dlatego, że ich nie ma, że nie ma wokół nas Pana Boga czy wspaniałych ludzi, tylko dlatego, że nie stać nas nie tylko na wyrzeczenie, ale na szerokie otwarcie oczu i serca czy wyciągnięcie ręki, choćby po sakramenty. Blisko każdego z nas jest jakiś kościół, konfesjonał, ołtarz. Sakramenty dają życie, wystarczy tylko skorzystać - mówił biskup.
Biskup sypie popiołem głowy wiernych. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto GośćNastępnie biskup mówił o znaczeniu pojednania, które również jest zadaniem na Wielki Post. - Chodzi o pojednanie z sobą samym, z drugim człowiekiem i z Bogiem. Ważne, abyśmy dostrzegli jego sens. To paradoksalne, że dzisiaj, w dobie egoizmu i zapatrzenia w czubek własnego nosa, słyszymy od psychologów, socjologów czy pedagogów, że tak wielu jest pośród nas ludzi niezadowolonych z siebie; że w świecie, w którym tak bardzo promuje się pychę i wyższość nad innymi, siłę przebicia, brakuje ludziom akceptacji samych siebie, co ma przełożenie na dramatyczne stany psychiczne. Czas Wielkiego Postu, który jest zaproszeniem do pojednania się z Bogiem, bliźnimi i z sobą samym, jest szansą na przezwyciężenie tej bolączki współczesnego świata, tzn. żebyśmy w końcu zaczęli podobać się sami sobie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Chciejmy ten czas potraktować jako szansę na właściwe pokochanie siebie - mówił biskup. - Niech w tym Wielkim Poście nie zabraknie miejsca na dobrze rozumianą miłość siebie samego, większą akceptację, odkrycie tego w nas, co jeszcze nieodkryte, pozbycie się nieuzasadnionych kompleksów, różnego rodzaju stanów, których sami jesteśmy źródłem. To zaś niech będzie okazją do odkrycia drugiego człowieka i ucieszenia się nim - dodał biskup.
Odnosząc się do ewangelicznych wskazówek na Wielki Post, wyrażonych w triadzie: modlitwa, post, jałmużna, biskup powiedział: - Jezus nalega przede wszystkim na usposobienie wewnętrzne, które tym środkom daje skuteczność. Jałmużna "gładzi grzechy", lecz jedynie wtedy, kiedy spełniona jest po to, by podobać się Bogu i wesprzeć potrzebującego, a nie dla zyskania pochwal. Modlitwa jednoczy człowieka z Bogiem i wyjednuje łaskę, lecz tylko wtedy, gdy wypływa z głębi serca i nie sprowadza się do ostentacji lub do bezmyślnego poruszania wargami. Post jest ofiarą miłą Bogu i gładzi winy, byleby tylko umartwienie ciała łączyło się z ważniejszym jeszcze umartwieniem miłości własnej.
Po homilii biskup wraz z obecnymi w katedrze kapłanami posypywał głowy wiernych popiołem. Sam również przyjął ten znak.