Tego dnia klienci salonu pani Moniki nie płacili za usługę, ale wrzucali datek do puszki. Akcja fryzjerek zasili konto koszalińskiego hospicjum.
Już przed 9.00 rano mistrzynie nożyczek i grzebieni z pracowni fryzjerskiej Moniki Dudy w gotowości czekały na pierwszą klientkę. Kilka godzin strzyżenia, układania fryzur i zabiegów pielęgnacyjnych - pracy dwa razy więcej niż zazwyczaj, ale w pięknym celu.
- Sama bym nie udźwignęła tego pomysłu, to zasługa moich pracowników, ale też przyjaciół, którzy sponsorowali kosmetyki albo zaoferowali przygotowanie poczęstunku. Nie wiem, czy wszystko wypali, czy damy radę, czy dużo uzbieramy, ale mamy satysfakcję, że dokładamy swoją cegiełkę do funkcjonowania tego wspaniałego miejsca - mówi właścicielka salonu działającego w koszalińskim Zielonym Zakątku.
Pracownia fryzjerska M. Dudy regularnie wspiera koszalińskie hospicjum, ale trzeci raz zrobiła to w sposób bardzo szczególny. Pomysł spotkał się z entuzjastycznym odzewem. Kalendarz zapełnił się szybko, ale telefon i tak nie przestawał dzwonić. - Nawet jak klienci wiedzieli, że nie ma już miejsc, deklarowali, że i tak nas odwiedzą, żeby wrzucić coś do puszki - cieszy się pani Monika.
Koszalińskie Hospicjum im. św. Maksymiliana Kolbego od dawna ma w sercu właścicielki pracowni fryzjerskiej szczególne miejsce.
Od rana do wieczora hospicyjna puszka zapełnia się datkami klientów salonu. Karolina Pawłowska /Foto Gość- Hospicjum było ostatnim domem mojej babci. Właśnie domem, a nie placówką opiekuńczą. Przez pół roku, które tam spędziła, zdążyłam dobrze je poznać i sama do dzisiaj czuję się tam jak w domu - mówi pani Monika, dodając, że akcja to forma podziękowania za wszystko, czego ze strony personelu hospicjum doświadczyła. - Chcę podziękować za to, co dla nas zrobiono. Hospicjum pomogło w godnym odchodzeniu mojej babci, ale również mnie w tym, żeby sobie z tym poradzić. Pacjenci i ich bliscy otrzymują tam wielkie dobro - zaznacza.
Praca pozytywnej i pełnej energii koszalińskiej ekipy fryzjerskiej w poprzednich edycjach akcji przełożyła się na kilkutysięczny zastrzyk dla hospicyjnego budżetu. Nie inaczej będzie z pewnością i w tym roku. - Wiem, że to kropla w morzu potrzeb, ale myślę, że i ona jest ważna. W ubiegłym roku jedna pani nazwała mnie "Owsiakiem w spódnicy". Bardzo mi się to spodobało, bo pomyślałam, że przecież każdy z nas może robić dobre rzeczy: w każdym salonie fryzjerskim czy kosmetycznym, w każdym zakładzie usługowym można zorganizować taką akcję i mieć udział w czymś dobrym - przekonuje M. Duda i zachęca innych do pomagania hospicjum.