Najpierw gotowali z Patrykiem Galewskim, dla którego praca w puckim hospicjum była przełomem w życiu. Teraz sami wybrali się do Pucka, ale nie z pustymi rękami.
Kilkunastoosobowa delegacja Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Ustce odwiedziła puckie hospicjum. Wprawa do stworzonej przez ks. Jana Kaczkowskiego placówki dającej ostatni dom terminalnie chorym była finałowym akcentem prowadzonej od kilku miesięcy akcji poświęconej idei opieki hospicyjnej i wolontariatowi.
Zaczęło się od filmu "Johnny", opowiadającego o chłopaku, który zmienił całe swoje życie dzięki nietuzinkowemu duszpasterzowi, żyjącemu "na pełnej petardzie". Bohatera filmu Patryka Galewskiego udało się zaprosić do Ustki. Dawniej młodociany przestępca, dzisiaj szef kuchni renomowanej helskiej restauracji gotował razem z uczniami ZSOiT i opowiadał im o hospicyjnym wolontariacie. Młodzi dużo też rozmawiali na lekcjach, podejmując trudne tematy związane z odchodzeniem i opieką nad terminalnie chorymi.
- Na kanwie tych wydarzeń zrodziło się pragnienie w sercach młodych ludzi, aby przeprowadzić zbiórkę na rzecz puckiego hospicjum. W akcję włączyła się cała społeczność szkolna - opowiada ks. Jacek Herman, katecheta i inicjator przedsięwzięcia.
Zebrane rzeczy kilkunastoosobowa szkolna delegacja zawiozła do Pucka. Uczniowie mieli okazję zobaczyć to, o czym opowiadał im P. Galewski, i doświadczyć radości ofiarowywania czegoś innym.
Młodzi ustczanie przywieźli prezenty, zebrane podczas akcji w szkole. ks. Jacek Herman- Doświadczyli piękna wolontariatu. Wydarzenia, jakie miały ostatnio miejsce w naszej szkole, wybudziły z uczniowskich serc uczucia, które zostały trochę zmrożone przez czas pandemii. Akcje "Wspieram hospicjum" i "Kuchnia na pełnej petardzie" są dobrym startem, aby rozpocząć stały wolontariat w naszej szkole i włączać się w pomnażanie dobra - mówi ks. Herman.
Potwierdzają to relacje młodych ustczan. Sebastiana i Patrycję uderzyła przede wszystkim atmosfera - zupełnie inna od tej, którą spodziewali się zastać w hospicyjnych murach. - Jest jak w domu. I chociaż dla większości jego mieszańców to ostatnie chwile życia, personel i wolontariusze sprawiają, że są one piękne - mówią. Nie ukrywają, że nie tylko nie przyjechali z pustymi rękami, ale do domu też wracają z czymś ważnym. - A to, miejmy nadzieję, pozwoli im "żyć na pełnej petardzie", jak mawiał założyciel puckiego hospicjum ks. Kaczkowski, i rozdawać miłość innym - dodaje ustecki duszpasterz.