S. Ingę Grulę pożegnano w sanktuarium na Górze Chełmskiej. Mszy św. przewodniczył Krzysztof Zadarko.
Dwa dni przed pogrzebem, który odbędzie się 24 marca w domu prowincjalnym sióstr w Otwocku-Świdrze k. Warszawy, osoby związane z sanktuarium na Górze Chełmskiej i ruchem szensztackim wzięły udział we Mszy św. żałobnej w intencji s. Ingi Gruli, przełożonej domu zakonnego sióstr przy ul. Zielonej w Koszalinie, która 20 marca zginęła w wypadku samochodowym. Mszy św. przewodniczył Krzysztof Zadarko, obecni byli kapłani, siostry zakonne z różnych zgromadzeń, członkowie ruchu szensztackiego, sympatycy sanktuarium.
W homilii bp Zadarko wskazał na młodzieńczą decyzję s. Ingi, by pójść za głosem powołania odczytanego w sercu. – Z pewnością miała to najważniejsze pragnienie: podobać się Panu Bogu ponad wszystko. Do tego stopnia, że nie ważne są wówczas osobiste plany, marzenia, ponieważ można żyć jeszcze inaczej, dla Boga. To jej staranie zostało zawarte definitywnie podczas ślubów wieczystych, a potem konsekwentnie co roku odnawiane przed Maryją, która stała się dla niej najlepszą przewodniczką, najpiękniejszym wzorem, jak kochać Boga jako kobieta – mówił hierarcha.
Z osobistego doświadczenia, ale też z relacji współsióstr mieszkających z s. Ingą, biskup przywołał na pamięć niezwykły dar bycia blisko ludzi, których Pan Bóg postawił na jej drodze.
– Cieszyła się niezwykłym autorytetem, jak ludzie, których cenimy od pierwszego spotkania z nimi czując, że jest w nich coś pięknego, dobrego – mówił. – Do s. Ingi lgnęły jej współsiostry, koleżanki, które potem weszły do zgromadzenia. Obierały ją najpierw na gospodynię roku, a potem – gdy ona rozwinęła ten tajemniczy dar pogłębiony przez więź z Matką Bożą – na swoją przełożoną.
Tę intuicję potwierdza s. Celina Junik, która była dawniej mistrzynią nowicjatu s. Ingi. – Siostra Inga wstąpiła do nas jako nauczycielka, a przy tym była ogromnie prosta, otwarta, ofiarna i pracowita – wspomina s. Celina, a na dowód ofiarności i dojrzałości młodej zakonnicy przytacza jej ogromne starania i duchowe ofiary za to, by jej koleżanka mogła, mimo obiektywnych przeszkód, także wstąpić do tego zgromadzenia. – Miała otwarte oczy na innych ludzi.
S. Celina po latach zamieniała się rolami ze swoją wychowanką. – Ostatnie trzy lata to ona była moją przełożoną i muszę powiedzieć, że pracowało nam się bardzo dobrze . Jako odpowiedzialne za Apostolat Matki Bożej Pielgrzymującej rozumiałyśmy się bez słów, ludzie wręcz zauważali i podziwiali to nasze porozumienie. Uzupełniałyśmy się: ona cieszyła się z tego, że ja jestem konkretna, mnie cieszyło, że ona jest bardzo spontaniczna. Dzięki temu ta nasza praca dla ludzi była owocna – podsumowuje s. Junik.
Funkcja kierowcy, którą s. Inga często pełniła w zgromadzeniu, była jednym z wyrazów jej troski o współsiostry: zawsze gotowa je gdzieś podwieźć, zarówno w ważnych np. zdrowotnych sprawach, jak i zwyczajnie, z powodu deszczu. – Była dla nas podporą. Zawsze do dyspozycji. Po prostu była kochana, pełna humoru, jest mi jej bardzo brak – wspomina s. Daniela.
S. Elwira Kędzia, matka przełożona Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi, nie kryła wzruszenia podczas liturgii żałobnej.
– Wszystkich nas przeszywa ból, wszyscy sobie stawiamy wiele pytań, ale mimo tego bólu przynosimy też wdzięczność za s. Ingę i za to, co Bóg przez nią nam dał – powiedziała. – Bóg wie najlepiej, jaki kwiat ze swego ogrodu zerwać, wierzymy, że właśnie ten moment dla s. Ingi był najpiękniejszy. Że dojrzała do tego, aby Bóg zaprosił ją do siebie już na zawsze.