O traumie bycia uchodźcą, zagubieniu na obczyźnie, poszukiwaniu pomocy opowiadają podopieczni diecezjalnej Caritas.
Dziś pracują wśród nas, są sprzedawcami, sprzątaczkami, robotnikami fizycznymi, pracownikami obsługującymi linie produkcyjne w dużych zakładach pracy. Coraz lepiej mówią po polsku, a przynajmniej dobrze nas, tutejszych, rozumieją. Ich dzieci bawią się z polskimi rówieśnikami, ale nie wszystkie. Niektóre dotąd nie wypowiedziały słowa na szkolnej przerwie, inne nie chcą w ogóle wychodzić z domu do szkoły. Rodzice lepiej sobie radzą, matki musiały tu pójść do pracy, choć w Ukrainie niektóre zajmowały się na stałe domem. W tej trudnej transformacji stara się pomóc uchodźcom diecezjalna Caritas w ramach działalności Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom.
Pani Olha przyjechała do Polski z obwodu chmielnickiego w Ukrainie z dwójką nastoletnich dzieci, trzy dni po wybuchu wojny. Choć dziś jest uśmiechnięta i już nie drży jej głos na tamto wspomnienie, wówczas przeżyła traumę. – Jeszcze przed wybuchem wojny miałam takie niedobre przeczucie: coś złego się wydarzy – wspomina.
– Przez pierwsze dwa tygodnie pobytu w Polsce bałam się wyjść z domu. Do tego stopnia, że moja pani gospodyni mobilizowała mnie, zachęcała: wyjdź na spacer, idź z dziećmi do parku wodnego. Ale ja się bałam nawet wyjść na dwór – opowiada. I jak dodaje, wcale nie chodziło o nieznajomość polszczyzny; tę rozumiała, bo jeszcze w Ukrainie nierzadko oglądała polską telewizję.
O tym, jakie dramaty stanęły na drodze do normalnego życia kilku ukraińskich rodzin można przeczytać na w najnowszym nr. 17/2023 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".