Zanim na dobre zacznie się letni wypoczynek, już teraz ministranci ze Szczecinka i Szczeglina na kilka dni zaszyli się w leśnej głuszy.
Po raz kolejny gościnny las nad jeziorem Bytyń Wielki stał się jednocześnie katedrą i areną sportowych zmagań. Bo właśnie tak spędza tu kilka dni ministrancka brać z parafii, w których duszpasterzują ks. Mariusz Ambroziewicz i ks. Bartosz Kuligowski.
Tym razem to był szybki wyjazd: od niedzieli do czwartku. Żeby jeszcze zdążyć się przebrać w galowe ubrania i w piątkowy ranek odebrać szkolne świadectwo.
Zanim jednak wyjechali ze stanicy harcerskiej w Próchnówku, korzystali z tego, co oferują podwałeckie lasy.
– Leśna głusza, cisza, ptaki, żaby i żadnych telefonów komórkowych – śmieje się ks. Mariusz Ambroziewicz. To, jak dodaje proboszcz parafii w Szczeglinie, bywa w pierwszej chwili szokiem dla uczestników obozu, ale szybko staje się błogosławieństwem.
Robi przestrzeń do odkrywania analogowych atrakcji, satysfakcji z wykonanej pracy, zmęczenia sportowymi wyczynami, zdrowej rywalizacji.
20 ministrantów (w tym trzy dziewczynki) ze Szczeglina i ze szczecineckiej parafii Mariackiej na nudę nie narzekało. Tym bardziej, że oprócz zabawy i liturgii, w której codziennie uczestniczyli, były też obowiązki.
- To czas integracji, bo na obozie trzeba wspólnie podejmować zadania. Dzieciaki uczą się myśleć i współpracować. Odkrywają, że każdy z nich jest w czymś dobry, przydaje się w grupie. Nadrabiają też zaległości w aktywności fizycznej, bez presji grupy i kompleksów. A także trenują samodzielność – relacjonuje duszpasterz, wyjaśniając, że niektórzy z uczestników stanęli przed wyzwaniem własnoręcznego przygotowania sobie śniadania czy kolacji po raz pierwszy w życiu.