Ewangelizacja Nadmorska wyszła na plaże i ulice letnisk, by zapraszać ludzi spotkanie z Jezusem w rozmowie, modlitwie i sakramentach.
Po krótkich rekolekcjach w Domu Miłosierdzia Bożego w Koszalinie ekipa Ewangelizacji Nadmorskiej wyruszyła na trasę z Unieścia 30 czerwca, by - idąc przez Mielno, Sarbinowo, Gąski - 7 lipca zakończyć ją w Ustroniu Morskim. Tegoroczna grupa jest skromniejsza niż w poprzednich latach, gdy bywało, że liczyła dwie ekipy po 40 osób. Wśród tegorocznej czternastki znajdują się Bracia i Siostry Miłosiernego Pana, kapłan oraz osoby świeckie. Jak mówi brat Józef, mniejsza grupa ułatwia logistykę, a przede wszystkim tworzy bardziej kameralną, a co za tym idzie - łatwiejszą do przyjęcia przez plażowiczów atmosferę.
Zanim po porannej Mszy św. i adoracji wyruszą na plażę, przechodzą ulicami miasta - z flagą, śpiewem i ogłaszaniem, że są katolikami, którzy zapraszają wszystkich na wieczorną Mszę i modlitwę do kościoła. Mieszkańcy przypatrują się im z lekkim zainteresowaniem. Panowie z brygady budowlanej na placu budowy przysłuchują się, opierając się o łopaty, pani w oknie macha ręką, opalający się w ogródku senior wychyla się zaciekawiony, pozdrawiają ich rowerzysta i kierowca auta. Niektórzy nie reagują, choć na pewno wiedzą, że coś się święci - grupa ma dobry megafon. Na rogu ulicy brat Eliasz opowiada historię swojego nawrócenia. Ksiądz Grzegorz Szymanowski, wikariusz parafii Mariackiej w Szczecinku, błogosławi na koniec kilkorgu przysłuchującym się. Tym, co mieli odwagę podejść bliżej, ktoś podaje ulotki zapraszające na nabożeństwo, chwilę rozmawia lub modli się wstawienniczo, zawiesza medalik Niepokalanej na szyi.
Wchodząc na plażę, misjonarze wchodzą na teren wczasowiczów - oni tu odpoczywają, czują się swobodniej niż np. w kościele i to sprzyja temu, że niektórzy mają odwagę na rozmowę, niekiedy głęboką. - Wywiązują się z tego piękne sytuacje, gdy ktoś pyta o sens swojego cierpienia, na które się nie zgadza lub go nie rozumie - mówi brat Józef. - Być może nikt im wcześniej nie powiedział Dobrej Nowiny o Chrystusie, który też cierpiał, i że On cierpienie tego człowieka może na siebie wziąć.
Turystom udzielają się radość i spontaniczność misjonarzy - śpiewają z nimi, klaszczą, podrygują w rytm muzyki, tańczą. - Zawsze sprawdza się prostota tego naszego głoszenia - dodaje br. Józef.
Jak zwykle, bywają sytuacje, w których wczasowicze protestują przeciw obecności ewangelizatorów. - Zdarza się to, choć sporadycznie. Ale niekiedy osoby, które najpierw mówiły, że im to przeszkadza, potem, gdy głosimy kerygmat, są wśród słuchaczy - uśmiecha się br. Józef. - Zaś pewien młody mężczyzna wręcz nas zachęcał: "Nie ustawajcie, nawet jeśli macie pokusy, róbcie to, bo Kościół tego potrzebuje".
Brat Sebastian, postulant, po raz pierwszy jest na takiej ewangelizacji. - Początkowo obawiałem się, jak ludzie nas przyjmą, ale niepotrzebnie, bo spotykamy się z pozytywnym odzewem. Kiedy zachęcamy ludzi, by podeszli do nas po medalik i błogosławieństwo, oni robią to z chęcią. Zrozumiałem, że nie należy się martwić o sprawy na potem, a skupić się na głoszeniu Ewangelii, resztą zajmuje się Pan Bóg - mówi. - Bo to On trafia do serc i w nich działa.
Ważną osobą w ekipie jest kapłan i nierzadko to do niego kierują się zaczepiani na plaży ludzie z pytaniem o trudny problem czy z prośbą o spowiedź. Ksiądz Szymanowski wspomina, że jako kandydat do seminarium uważał, iż plażowe ewangelizacje to nie dla niego i nigdy się w coś takiego nie zaangażuje. - Nawet bałem się, że coś mnie do tego kiedyś zmusi, ale widać, że potrzeba było lat, by dojrzeć do takiej formy - ocenia. - W kościele czy na katechezie mówię do tych, którzy raczej mnie słuchają. Tu jest inaczej - mówię do ludzi zajętych opalaniem, grą w piłkę, pływaniem. Piękne jest w tym to, że idziemy wszędzie, do każdego. Bóg pokazuje, że to jest dobre, bo nagle podchodzi ktoś na ważną rozmowę, modlitwę lub nawet spowiedź. Bez nas tutaj nie doświadczyłby tego.
Jednym z ewangelizatorów jest Nina, która o akcji dowiedziała się z plakatów zawieszonych w gablotach parafii w Krakowie. - Podoba mi się, że mogę moją wiarę wyznać przed ludźmi - mówi młoda kobieta, dla której zbliżenie do Boga wiąże się z ważnym wydarzeniem - śmiercią jej mamy. - Od tego czasu Bóg mnie przyciąga, dlatego przyjechałam tu i pomagam, jak umiem.