Do Skrzatusza dotarła pielgrzymka piesza Wspólnoty Emmanuel.
Kilkunastu pielgrzymów ze Wspólnoty Emmanuel w Koszalinie i jej sympatyków po czterech dniach pielgrzymowania i ewangelizacji 23 lipca dotarło do sanktuarium w Skrzatuszu, wędrując od Sitna. Niosąc krzyż, dawali świadectwo wiary, a szczególnymi momentami były spotkania z mieszkańcami Okonka, Jastrowia, Szwecji i mijanych wiosek, od których pielgrzymi zbierali intencje modlitewne, by ponieść je do Skrzatuskiej Pani. Takich próśb w sprawach codziennych, jak też dotyczących życia i śmierci lub powrotu do wiary nazbierali 150. Wiele z tych spotkań kończyło się modlitwą, przywołaniem fragmentu Pisma Świętego, a także trudnym do powstrzymania wzruszeniem osób, na których wrażenie robiło to, że ktoś chce się za nie modlić.
Właśnie te spotkania wywarły duże wrażenie na Alicji Sośnickiej z Emmanuela. – Na przykład to, które mieliśmy ostatniego dnia w lesie z pewnym panem mającym za sobą 25 lat życia w więzieniu i który prosił nas o zaniesienie intencji o pojednanie ze swoimi bliskimi – opowiada.
Dla całej grupy to leśne spotkanie było ogromnym przeżyciem – i z powodu tak dramatycznej historii życia tego człowieka, że i jemu i pielgrzymom wycisnęła łzy u stóp Matki Bożej w leśnej kapliczce, i z powodu tego, że w nieprzewidziany sposób dopełniło to schematu dwóch pierwszych dni pielgrzymki kończonych wieczorem miłosierdzia w kościele i modlitwami wstawienniczymi. Trzeciego dnia w planie takiego wieczoru nie było, a jednak nazajutrz zaskakujące spotkanie dopełniło dobrego schematu. – Jeszcze jestem pod wrażeniem tej leśnej modlitwy wstawienniczej – mówi Alicja Sośnicka.
Nawiązujący do hasła bieżącego roku duszpasterskiego, przewodni temat pielgrzymki „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół” członkowie Emmanuela rozważali w drodze. – Te rozważania porządkowały to, co właściwie wiem o Kościele, ale co wymaga pogłębienia. Odnoszę też wrażenie, że ta pielgrzymka była jeszcze głębszymi rekolekcjami niż dwie poprzednie. Idziemy w dość podobnym składzie i widzę, że i nasze relacje są coraz głębsze, ale i ta z Panem Bogiem również – ocenia.
Pierwszy nocleg – w Okonku – pielgrzymi spędzili w domach mieszkańców. Sami przyznają, że przed pielgrzymką obawiali się, czy dobrym pomysłem będzie spać u nieznajomych, a może w ogóle lepiej byłoby na noc zostać we własnym gronie i podsumować ten dzień. Dziś chwalą noclegi u ludzi. – Okazało się to być hitem, ponieważ otwartość ludzi była ogromna, wpuścili nas nie tylko do swojego domu, ale do swojego życia – mówi Alicja o powierzonych w wielkim zaufaniu dramatach rodzinnych. – To były sprawy, o których nie rozmawia się w zwyczajnej rozmowie, sprawy poważne, bardzo trudne dla nich, wręcz bardzo intymne, budzące ich największe emocje – opowiada, dodając, że wiele z tych rozmów kończyło się modlitwą wstawienniczą. – Myślę, że to stało się dlatego, że oni wiedzieli, że my przychodzimy w imię Pana Jezusa i w to samo imię nas przyjmowali. Stąd ta ich i nasza otwartość. Dziś czuję, że to są osoby mi bliskie.
Alicja Nowakowska mówi, że poruszyła ją każda chwila pielgrzymowania. – Dotyczy to drogi, którą idziemy, bo jest przepiękna: mijamy kościoły, przydrożne krzyże, figurki Matki Bożej i świętych. Wszystko woła o Bogu i wznosi nas do Niego fizycznie i duchowo – mówi A. Nowakowska. – Porusza mnie też grupa, z którą wędruję, która jest bardzo dojrzała – w Bogu, człowieczeństwie, wzajemnej przyjaźni, miłości, modlitwie. Mimo że nie należę do tej wspólnoty, czuję się z nimi wspaniale – stwierdza koszalinianka. – Porusza mnie temat pielgrzymki: Kościół święty, o którym się teraz tyle złego mówi w mediach czy wśród ludzi. Konferencje bardzo ubogacają moje spojrzenie na Kościół, czym zresztą dzielimy się ze sobą.
Spotkania z ludźmi Alicja Nowakowska określa jako bardzo Boże. – Trudno byłoby pomyśleć, że to przypadek, przeciwnie, to Pan Bóg ich stawia przed nami, to On chce byśmy ich mijali, zatrzymali się nad ich problemami, obmadlali ich sprawy – mówi. – My ich ubogacamy naszą wiarą, ale też oni nas swoją.