Nie mają ze sobą pieniędzy, telefonów ani zapasów. Kurs ich marszruty wyznacza modlitwa na rozstajach. Ośmiu ewangelizatorów (i osioł) ruszyło głosić Boże miłosierdzie.
Kłapouch Olaf przyciąga uwagę nie tylko najmłodszych. Także dorośli chcą pogłaskać czworonożnego pielgrzyma i zrobić sobie z nim zdjęcie. Ale i pozostali członkowie Karawany Bożego Miłosierdzia budzą zaintrygowanie w kolejnych miejscowościach diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, które znajdą się na ich trasie. Swoim zaufaniem Bogu dają świadectwo, że Ojciec Niebieski zatroszczy się o wszystko. O jedzenie, o nocleg, a nawet o filiżankę kawy zaserwowaną na jednym z podwórek.
– Marzyłam o kawie! I ledwie zdążyliśmy wyjść w drogę, a już Pan Bóg mi ją zapewnił – śmieje się Kasia Ciesielska, gdy gospodyni od progu zaproponowała aromatyczny napój ewangelizatorom.
W tym roku Karawana Bożego Miłosierdzia będzie miała na diecezjalnych drogach i dróżkach trzy odsłony. Pierwsza, licząca osiem osób ekipa, wyruszyła dzisiaj z sanktuarium w Skrzatuszu.
O to, dokąd idą, nie ma co pytać, bo sami jeszcze tego nie wiedzą. Na każdych rozstajach dopytują Boga o dalszy kierunek wędrówki, czekają na znak. Szukają go w ludziach i w Piśmie Świętym. Ile czasu spędzą w drodze?
– Tego też nie wiemy. Zaplanowaliśmy jedynie datę wyjścia – przyznaje z serdecznym uśmiechem brat Samuel.
– Chcemy głosić Jezusa. Mówić, jak jest dobry, wszechmogący i bliski. Takiego Boga doświadczamy i chcemy, żeby inni też takim Go spotkali. Boga, który troszczy się o wszystkie nasze sprawy, z którymi do Niego przychodzimy, kiedy robimy ten krok do życia z Nim w bliskości, w Kościele, w sakramentach świętych – zakonnik wyjaśnia prosty plan całej akcji.
Dla ewangelizatorów kilka dni spędzanych w drodze to doświadczenie dziecięcego niemal zaufania Bogu. Siostra Marta nie ukrywa, że uwielbia, gdy Bóg ją zaskakuje.
– Nigdy nie brakuje nam jedzenia. Spotykamy ludzi, którzy zaspokajają nasze podstawowe potrzeby. Nigdy się nie zdarzyło, żebyśmy nie mieli schronienia. Prosimy o wszystko, a Pan Bóg otwiera serca. On pisze nam plan. To wyzwalające. Człowiek uświadamia sobie, że niewiele potrzebuje. I za wszystko dziękuje – wyjaśnia, przywołując doświadczenia z poprzednich akcji.
Główną część ekipy głoszącej stanowią Bracia i Siostry Miłosiernego Pana, rodzina zakonna, która narodziła się w koszalińskim Domu Miłosierdzia. Dołączają do nich także osoby świeckie.
– Syn i mąż stwierdzili, że potrafię ich jeszcze czymś zaskoczyć – śmieje się Kasia. Kiedyś już robiła taki krok wiary, wybierając się bez pieniędzy do Włoch. Teraz wyruszyła w drogę, żeby jeszcze bardziej zaufać.
– Będę niosła w sercu szczególną intencję. Modlę się za kobiety osadzone w goleniowskim zakładzie karnym. Wiem, jak bardzo potrzebują Bożego Miłosierdzia. Wiem też, że z ciężkimi historiami życia, bardzo trudno im zaufać, że Bóg się o nie troszczy – wyjaśnia szczecinianka, dla której to pierwsza Karawana.
Stanisław Filipiak z Szamotuł także po raz pierwszy dołączył do ewangelizującej w ten sposób ekipy.
– Marzyłem o takim oderwaniu się od świata, nie opieraniu się na rzeczach, ale na Bogu. Że można nic nie mieć i… mieć wszystko. Chcę pogłębić swoją wiarę i zaufanie w Jego wolę – mówi pielgrzym.
Zdając się całkowicie na Opatrzność, ewangelizatorzy z Karawany będą głosić Boże Miłosierdzie. We wsiach, do których dotrą, będą się wstawiać za mieszkańcami i zapraszać ich do wspólnej modlitwy.
– Bóg was posłał i On się o resztę zatroszczy. A wy idźcie i mówicie, że znacie takiego Boga, który kocha. To wystarczy, Kościół ma tylko te jedną misję do spełnienia: nieść Jego miłość. Głosić Bożą miłość słowami i czynami. To wystarczy. Daj nam Panie najpierw Ciebie spotkać, uwierzyć i doświadczyć, że jesteś Miłosierdziem, a to ustawi nam właściwy cel i kierunek – mówił, posyłając ich w drogę skrzatuski kustosz, ks. Wacław Grądalski.