Komuś dzwony przeszkadzają, dla kogoś innego są ważne. Jak pogodzić te dwa stanowiska? Jak zostanie załatwiona sprawa w Słupsku?
Prowadząc w tych dniach rekolekcje w jednej z nadmorskich miejscowości, odprawiałem codziennie Mszę św. o godz. 11.40. Mniej więcej w połowie kazania odzywały się dzwony na Anioł Pański.
Za pierwszym razem wszyscy aż podskoczyli, tak znienacka zaczęły bić. Wewnątrz kościoła było je słychać tak mocno, że nie dało się mówić. Musiałem na chwilę przerwać. Kolejnego dnia już wiedzieliśmy, co nas czeka i nawet udało mi się wkomponować bicie dzwonów w treść kazania.
Przemknęło mi przez myśl, że można by te dzwony na czas rekolekcji wyłączyć, jednak szybko otrząsnąłem się z tego pomysłu, zdając sobie sprawę, że nie byłoby to właściwe. Dzwony na Anioł Pański powinny bić.
Dlatego następnego dnia zdecydowaliśmy się zmienić godzinę Mszy św. Zaczynaliśmy zaraz po dzwonach.
W dniu, w którym dzwony zaskoczyły nas podczas kazania, dowiedziałem się o sprawie z dzwonami w Słupsku. Ktoś złożył zażalenie, że dzwony i kuranty zegara umieszczonego w wieży kościoła Mariackiego biją za głośno i za często (o pełnej godzinie, co kwadrans, poł godziny przed każdą Mszą św., plus melodie o 12.00, 15.00 i 21.00).
Uśmiechnąłem się z jednej strony ze zrozumieniem, ale także z pewną obawą. Różnie bowiem ludzie reagują na bicie dzwonów, a także na tego typu zażalenia. Myślę, że jedno i drugie potrafi być dokuczliwe, dlatego też jedno i drugie wymaga pozytywnego nastawienia.
Pomijając religijny, nomen omen wydźwięk dzwonów, ma on także znaczenie szersze. Myślę, że w jakimś sensie jest on wpisany w nasz polski krajobraz – jeśli słowo „krajobraz” może opisywać dźwięki. Chyba w ogóle nie istnieje analogiczne do „krajobrazu” słowo wyrażające zestaw dźwięków charakterystyczny dla danego regionu czy po prostu miejsca. Proponuję więc własnej produkcji neologizm „krajodgłos” (nie wykluczam, że ktoś już wcześniej na to wpadł).
W każdym razie w nasz polski „krajodgłos” wpisują się na pewno takie dźwięki jak: klekot bociana czy odgłosy innych rodzimych ptaków, krakowski hejnał, charakterystyczne sygnały wygrywane na trąbce i werblu podczas uroczystości państwowych, jingle znanych stacji radiowych czy telewizyjnych i wiele innych. Moim zdaniem do naszego „krajodgłosu” należy też bicie kościelnych dzwonów – zresztą nie tylko do naszego. Jego zasięg jest znacznie szerszy i może zabrzmi to trochę megalomańsko, ale jest on charakterystyczny dla obszaru cywilizacji europejskiej. Inne cywilizacje też zresztą mają swoje dzwony, które są dla nich charakterystyczne.
Ktoś powie, że chrześcijaństwo w Europie czy w Polsce to przeżytek, więc mówienie o dźwięku dzwonów jako o elemencie naszego „krajodgłosu” jest przesadą. Nie zgodzę się, choć przyjmując tę logikę jako pewne intelektualne ćwiczenie, proponuję tym, którzy tak myślą, potraktowanie dzwonów jako swego rodzaju kulturowej ciekawostki, którą warto zachować – podobnie jak sypanie kwiatów w Boże Ciało.
Skanseny są warte utrzymywania z powodów, których chyba nie muszę tłumaczyć. Potraktowanie tego, co dla mnie stanowi życiowy drogowskaz jako skansenu, jest co prawda dla mnie bolesne, ale jestem w stanie to przełknąć, jeśli dzięki temu ktoś dostrzeże wartość tego, co dla mnie jest ważne z innego powodu.
Na szczęście osoby, które złożyły zażalenie w Słupsku nie wykazują agresji. Nie chodzi im o wyrugowanie dźwięku dzwonów kościoła Mariackiego ze słupskiego „krajodgłosu”. Przynajmniej na razie takich żądań nie ma. Również proboszcz parafii Mariackiej zasygnalizował otwartość i deklaruje chęć wspólnego rozwiązania problemu.
Być może Słupsk stanie się więc przykładem, jak tego typu konflikty można rozwiązywać w duchu wzajemnego szacunku i zrozumienia.