Od rozśpiewanych czuwań czy całodobowej adoracji Najświętszego Sakramentu po rowerowe majówki i międzypokoleniowe turnieje planszówek. Seminaryjna aula niemal pękała w szwach od pomysłów i chętnych, żeby je realizować.
Około 240 przedstawicieli Parafialnych Rad Duszpasterskich z północy diecezji wzięło udział w dniu formacyjnym w Koszalinie. Żeby pomieścić taką rzeszę ludzi, potrzeba było zmiany lokalizacji wydarzenia. Wyzwaniu mogła sprostać jedynie seminaryjna aula, a i tutaj o wolne krzesełka łatwo nie było.
- To armia ludzi Boga, którzy chcą coś robić w Kościele - cieszy się ks. Łukasz Gąsiorowski, patrząc na przedstawicieli wspólnot parafialnych. - Członkowie rady są przedłużeniem pasterskiej misji proboszcza. To niezwykle istotne: każdy z nich jest posłany, najpierw do swojej rodziny, do swojego najbliższego środowiska, wspólnoty parafialnej, ale również do tego, żeby widzieć także tych, którzy potrzebują wsparcia, bo cierpią z powodu jakiegoś deficytu czy wykluczenia. Do tego prowadzi nas każda Msza św. - zauważa.
Podobnie, jak dyrektor Wydziału Duszpasterskiego kurii biskupiej reagowali też sami uczestnicy spotkania, ze zdumieniem odkrywając, że - wbrew powszechnej opinii - chętnych do działania w parafiach jest tak wielu.
Przed poddawaniem się niewesołym konstatacjom dotyczącym rozmaitych kryzysów przestrzegał też towarzyszący przez cały dzień Radom Duszpasterskim bp Zbigniew Zieliński.
- Z dużej parafii, w której jest 10-20 tysięcy wiernych, zawsze się coś wykrzesze. Tymczasem parafie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej są nieduże, rozproszone, a tak wiele się w nich dzieje! Wydaje nam się, że zaangażowanych jest kilka, czy kilkanaście osób, ale porównując procentowo, będziemy zaskoczeni. Okaże się, że proporcjonalnie w takiej dużej parafii powinno być przynajmniej 300 ministrantów, a na spotkania rady parafialnej trzeba by wynajmować specjalną salę - mówił pasterz diecezji, przywołując doświadczenia z wizytacji, podczas których spotykał bardzo zaangażowanych wiernych.
Parafialne rady duszpasterskie, działające obok parafialnych rad ekonomicznych, to jeden z owoców, jakie przyniósł synod diecezji. W jednych parafiach już działają, w innych się dopiero rozkręcają. Podczas kilku godzin spędzonych w Koszalinie, ich członkowie szukali odpowiedzi na pytanie, jak nie być bezradnym w radzie parafialnej.
- Po pierwsze warto przyjąć postawę „chcę coś zrobić”. Po drugie: być gotowym, żeby to zrobić - mówią Magdalena i Piotr Wysoccy, którzy pomagali znaleźć odpowiedzi.
Warszawiacy zaangażowani są w Kościele na różnych polach: prowadzą m.in. zajęcia dla przyszłych małżonków i dla rodziców dzieci przygotowujących się do sakramentów. Wspierają swoją radą i finansami kampanie społeczne organizacji pozarządowych.
- Proboszcz to też człowiek i nie musi entuzjastycznie reagować na wszelkie pojawiające się pomysły. Kiedy przychodzi do nas ktoś i wylicza: „Zrób to, zrób tamto, zrób owamto”, to najczęściej się buntujemy. Bo tyle mamy na głowie, a ktoś nam chce dorzucić coś jeszcze. Dlatego, żeby nie być bezradnym w radzie parafialnej, warto się przygotować na to, że jeśli przychodzę z jakąś propozycją, to jestem w stanie zebrać ludzi, przekonać ich do tej idei i wspólnie się nią zająć. A z księdzem proboszczem dyskutować o miejscu i czasie, żeby na przykład nie zakłócić kalendarza parafialnego. Bywa też, że rozmowa w radzie nie jest zapraszająca, ale osadzająca się na pozycjach: my tu czegoś żądamy, a proboszcz po drugiej stronie okopów, bo nie może albo nie chce tego robić - mówi Piotr Wysocki.
- Z naszych rozmów widać też, że nie we wszystkich radach panuje zgoda i atmosfera współpracy. Brakuje umiejętności konstruktywnej krytyki, która nie zamienia się w krytykanctwo. A wtedy członkowie rady nie chcą przedstawiać swoich pomysłów, bo boja się krytyki i odrzucenia - dodaje jego żona.
Podobne spotkanie odbyło się dwa tygodnie temu w Skrzatuszu. Wzięło w nim udział około stu przedstawicieli parafialnych rad duszpasterskich.
- Magda i Piotr spotkają się również z proboszczami, przedstawiając im to, o czym rozmawiali członkowie rad w Skrzatuszu i w Koszalinie. A potem pojedziemy do dekanatów czy rejonów, żeby tam spotykać się z radami i dawać im narzędzia do wprowadzania w życie tego, o czym dyskutowali: jak skutecznie realizować zadania, jak pozyskiwać środki, jak nie bać się podejmować inicjatywy - zapowiada ks. Łukasz Gąsiorowski.
Więcej w numerze 49. wydania papierowego „Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego”.