Jedni już służą w parafiach, inni - dopiero niespełna rok temu rozpoczęli przygodę z muzyką liturgiczną. O tym, jak pod okiem specjalistów zgłębiają tajniki zawodu, można było się przekonać podczas dnia otwartego Diecezjalnego Studium Organistowskiego.
Raz w miesiącu po korytarzach koszalińskiego „katolika” niosą się melodie i słowa, które częściej raczej można usłyszeć w kościele niż w szkole. Na to jedno sobotnie przedpołudnie sale wykładowe zajmują nie dzieci, a adepci niełatwej sztuki organistowskiej.
Na zajęciach z zasad muzyki kilkanaście osób buduje ośmiotaktową melodię opartą na dźwiękach triady. - Po dominancie zawsze jest tonika - przypomina pochylającym się nad pięcioliniami słuchaczom Magdalena Szostak-Barcikowska. Po rocznej nauce te terminy już nie budzą grozy nawet u zaczynających od zera studentów.
Tuż obok, pod okiem prof. Bogdana Narlocha, kilku adeptów niełatwej sztuki organistowskiej, trudzi się przy klawiaturze nad akompaniamentem do "Baranku Boży”, a z piętra dobiegają dźwięki grupy rozśpiewującej się na zajęciach z emisji głosu u dr. Kamila Szafrana. Śpiewanie to łatwizna? Nawet doskonale znana „Wesel się, Królowo miła” od pierwszych taktów zaczyna sprawiać problemy.
- Większość osób śpiewających w kościele nie wie, co śpiewa, nawet jeśli zna wszystkie zwrotki. Które słowo jest tu najważniejsze? Co trzeba zaakcentować? - wyczula przyszłych organistów, a także potencjalnych śpiewaków i dyrygentów parafialnych chórów prowadzący zajęcia dr Szafran.
Dzień otwarty w Diecezjalnym Studium Organistowskim w KoszalinieZaglądający na zajęcia goście to w wielu wypadkach przyszli słuchacze studium. Potrzebowali przekonać się, że to wcale nie takie trudne.
- Kiedyś rodzice myśleli o posłaniu mnie do szkoły muzycznej, ale jakoś nie wyszło, potem śpiewałem w chórze, więc coś tam muzycznie we mnie gra. Pochodzę z umuzykalnionej rodziny, a pradziadek był organistą. Pomyślałem, że może to najwyższa pora, żeby pozbyć się kompleksów i nadrobić zaległości z dzieciństwa - śmieje się Igor Arczyński, któremu w podglądaniu zajęć w studium towarzyszyła żona. Krótka wycieczka po salach wykładowych zaowocowała złożeniem dokumentów i oficjalnym akcesem do grona słuchaczy.
Także temu służył dzień otwarty: sprawdzeniu, że drzwi studium stoją otworem dla każdego. Jedynym ograniczeniem jest wiek. Żeby aplikować do studium, trzeba mieć skończone 15 lat.
Kandydaci nie muszą mieć żadnych podstaw muzycznych. Studium podzielone jest na dwie grupy: zaawansowaną, w której są osoby m.in. po szkołach muzycznych, i zaczynającą naukę od postaw.
- Nie powinno być żadnych obaw. Nie mamy górnej granicy wieku dla studentów. Wszystko zależy nawet bardziej od chęci, niż od predyspozycji. Jeśli nie jest zupełnym afonem, jest szansa, że oszlifujemy diament - zapewnia Paweł Karkusiewicz, dziekan ds. studenckich.
Studium to nie tylko zajęcia praktyczne. Mocny akcent położny jest na teorię. W odkrywaniu piękna liturgii, kierujących nią zasad, jej rozwoju, a także historii muzyki, która jest jej integralną częścią, pomaga studentom dr Łukasz Bilski.
- Ten rok był dla nas eksperymentalny. Patrzyliśmy, jakie predyspozycje i zdolności mają nasi słuchacze, a czerwcowa sesja pokaże nam jeszcze wyraźniej, w jakim kierunku rozwijać zajęcia. Już wiemy, że jest zapotrzebowanie na więcej zajęć z liturgiki i historii muzyki. Jest też zapotrzebowanie na nowy kierunek. Oprócz organisty liturgicznego, studium kształcić będzie od nowego semestru kantorów i psałterzystów - zapowiada ks. Marcin Wiśniowski, dyrektor DSO, zapraszając do dołączenia do grona słuchaczy.