Tego wieczoru kościół kołobrzeskich franciszkanów rozkwitł dziesiątkami czerwonych róż.
Przygotowanych przez franciszkanów kwiatów nie starczyło dla wszystkich chętnych. Tak wielu czcicieli świętej zakonnicy z Cascii przyszło na Mszę św., podczas której wprowadzone zostały do kościoła pw. Podwyższenia Świętego Krzyża jej relikwie. Dla wielu z nich to wypróbowana przyjaciółka, powierniczka i orędowniczka.
– Był taki moment w moim życiu, kiedy myślałam, że doszłam do ściany. Byłam nawet zła na Pana Boga. I kiedy weszłam do kościoła z kolejnymi pretensjami, znalazłam na ławce obrazek św. Rity z jej życiorysem. Najpierw się zawstydziłam. Potem zaczęłam prosić ją o pomoc. I jakby mgła się rozwiała, sprawy zaczęły się rozwiązywać, a ja wyszłam na prostą. Teraz towarzyszy mi w każdej sytuacji – opowiada Natalia.
Historia życia włoskiej augustianki, stygmatyczki, jak wielu świętych i błogosławionych, pokazuje jak wierność i zaufanie Bogu prowadzi do nieba, ale może być i inspiracją do zmiany optyki na ziemi. We wspomnienie św. Rity przekonywał o tym o. Damian Basarab, przywołując momenty z życia żony, matki, a w końcu zakonnicy, której życie – nawet to zakonne, upragnione i cudownie uzyskane – nie było usłane różami.
Wprowadzenie relikwii św. Rity– Ona jest świadectwem, że nie ma rzeczy beznadziejnych, bez wyjścia, takich, które stawiają cię pod murem i zmuszają do poddania. Ty nigdy nie jesteś przegrany, bo walczysz po dobrej stronie. Kochaj i walcz! Twoja wojna jest wygrana, bo wygrał ją dla ciebie Zmartwychwstały Pan. Nigdy nie byłeś i nie będziesz sam. Kiedy ja bezradnie rozkładam ręce, św. Rita mówi mi: „Nie poddawaj się, zaufaj Bogu” – przypominał franciszkanin w kazaniu, opowiadając też o cudownych wydarzeniach: przemianie męża, pogodzeniu zwaśnionych rodzin, zapachu róż, który otoczył po śmierci ciało, dotknięte za życia ropiejącą raną.
Wielu z czcicieli św. Rity ma swój własny katalog cudów. Tych wyproszonych za wstawiennictwem augustianki. Dziękowali za nie lub prosili w ważnych intencjach podczas litanii odmówionej przy relikwiach zakonnicy po Mszy św. Ojcowie franciszkanie, choć wkrótce zmienia się klasztorny skład, będą chcieli, żeby takie nabożeństwa odbywały się każdego 22. dnia miesiąca.
Małżeństwo w średnim wieku z ostatniej ławki jeszcze dłuższą chwilę po nabożeństwie klęczało wpatrując się w relikwiarz. Wyszli jako jedni z ostatnich.
– Ja nazywam się Małgorzata, a mój mąż Paweł. Jak Rita i Paul. I to nie jedyna zbieżność, jaka łączy nasze życiorysy – wyznają oszczędnie, ale ta szczególna koincydencja pozwala dopowiedzieć sobie resztę małżeńskich trudnych doświadczeń, poranionych uzależnieniem.
– Kiedy poznałam tę świętą i jej skomplikowane życie, zaczęłam prosić za jej wstawiennictwem o ratunek dla mojego małżeństwa. I mogę powiedzieć, że nie bez powodu św. Rita określana jest patronką spraw trudnych i beznadziejnych. Dzisiaj, żeby podziękować Bogu, przyszliśmy do kościoła razem – uśmiecha się pani Małgorzata.
Ojciec Damian nie ma wątpliwości, że św. Rita nie pozostawia uciekających się do niej bez odpowiedzi. Sam ma wielkie nabożeństwo do tej świętej.
– I „przemycam” ją do każdego klasztoru, w którym jestem – śmieje się franciszkanin. Pragnieniem, by stygmatyczka w swoich relikwiach zamieszkała w kołobrzeskim klasztorze podzielił się z gwardianem i proboszczem.
– A o. Paweł się zgodził. Nikomu jednak nie mówiliśmy, że staramy się o te relikwie. W końcu przyjechały do klasztoru, ale my trochę biliśmy się jednak z myślami, czy Kołobrzeg potrzebuje św. Rity, czy jest potrzebna kolejna patronka w plejadzie świętych, których mamy w naszym kościele. I w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stała kobieta z pękiem czerwonych róż, prosząc, by postawić je w kościele. Tak Rita dała nam znak, że bardzo chciała się u nas znaleźć – dodaje o. Damian.