Misja. I to gdzie? Na drugim końcu świata, w Boliwii! Rodzina Szarwarków przekonuje, że Pan Bóg ma dla każdego niesamowity plan. Wystarczy Mu zaufać.
Bilety kupione, walizki już niemal spakowane. Ania i Dawid razem z czwórką synów: Barnabą, Efremem, Jeremiaszem i Judą już nie mogą się doczekać lipca. Wakacyjny wyjazd? Nic z tego. Choć przygoda z pewnością ich czeka. Boża przygoda.
- Pragnienie życia misyjnego pojawiło się w nas jeszcze przed ślubem. Pukaliśmy do różnych drzwi, ale ciągle słyszeliśmy, żeby poczekać. I tak czekaliśmy 17 lat - mówi Dawid Szarwark, nauczyciel informatyki z podkoszalińskich Mścic.
- Czasami rodził się bunt. Było sporo kłótni z Panem Bogiem, trochę wylanych przed Nim łez, pozdzierany naskórek na kolanach. Aż w końcu drzwi się otworzyły - dopowiada jego żona Ania.
Razem ze śmiechem przyznają, że kierunek jest zupełnie inny niż planowali. Ich misyjne myśli biegły zawsze w kierunku Afryki, tam, gdzie mieszkają ich przybrani przez Adopcję Serca synowie. Tymczasem Pan Bóg wysyła ich do… Boliwii, do archidiecezji Cochabamba.
- Punkt docelowy to miasteczko Mizque. Ks. Jarek Dziedzic, który jest tam proboszczem, szykuje dla nas trzy pokoiki w jednym z parafialnych budynków - opowiadają, zbierając się nad wielką mapą rozłożoną na podłodze.
Na co dzień formują się w Domowym Kościele, angażują w wydarzenia diecezjalne, służą w swojej mścickiej parafii. Formacja w Ruchu Światło-Życie z pewnością pomoże im w zrealizowaniu ambitnego planu, który sobie stawiają. Przez rok będą pracować z dziećmi i młodzieżą, docierać na wioski, próbować zaszczepić ducha charyzmatu oazowego również wśród dorosłych. Chłopcy już cieszą się na stworzenie ministranckiej drużyny i ewangelizowanie przy ołtarzu i na boisku. Rodzice myślą, jak wykorzystać muzyczne i pedagogiczne talenty. Może uda się też wyremontować gmach internatu?
- Ale kierujemy się trzema zasadami, które podpowiedział nam ks. Jarek, i które on sam usłyszał na początku drogi misyjnej: „Po pierwsze: nic nie planować. Po drugie: niczego nie porównywać. Po trzecie: niczemu się nie dziwić”. Więc choć mamy już jakieś konkretne zadania wytyczone, to jesteśmy otwarci na to, do czego Pan Bóg nas tam wyśle - opowiadają.
Do wyjazdu do Boliwii przygotowują się od września ubiegłego roku. Także finansowo. Uzbierane 20 tys. nie wystarczyło jednak na pokrycie wszystkich niezbędnych wydatków, m.in. szczepień i ubezpieczenia. Tu możemy im przyjść z pomocą, by wielkie marzenie o głoszeniu Ewangelii na krańcach świata udało się rodzinie Szarwarków zrealizować. Liczy się każda wpłacona złotówka. I za każdą rodzina misjonarzy odwzajemnia się modlitwą.
- Codziennie z dziećmi podczas modlitwy wieczornej dziękujemy za wszystkich, którzy chcą mieć udział w naszej misji, którzy nas wspierają - przede wszystkim modlitewnie, ale i finansowo. Przedstawiamy ich Bogu i prosimy o potrzebne dla nich łaski - zapewniają Ania i Dawid.
Więcej o rodzinie Szarwarków i Bożym planie na ich życie w jednym z kolejnych numerów papierowego wydania "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".