Leje, pokrzywy po pachy, poobcierane nogi, konsultacje lekarskie, ale pielgrzymująca Wspólnota Emmanuel mówi: idzie się jak miód.
Stawili się 11 lipca pod kościołem w Parsęcku udając, że nie widzą na pogodowym radarze tyle deszczów, burz i wiatrów, ile w rzeczywistości zapowiadano. Zdążyli ucałować pielgrzymkowy krzyż i wyjść z kościoła, by przekonać się, że pada i będzie padać. Ale ruszyli, a refrenem pielgrzymkowym stało się sformułowanie „przeciera się”, rzucane przy najmniejszym rozjaśnieniu ciężkich chmur. Bo postanowili nie narzekać, nie „kwasić”, tylko iść.
Tego lata koszalińska Wspólnota Emmanuel pielgrzymowała z Parsęcka przez Barwice, Połczyn Zdrój i Świdwin, by czterodniową wyprawę zakończyć w Domacynie. To już czwarta letnia pielgrzymka, celem tegorocznej była figura Matki Bożej Królowej Świata w Domacynie, a przede wszystkim przeżycie razem kilku dni wyrzeczenia, modlitwy, doświadczenia braterstwa i dzielenia się wiarą z napotkanymi ludźmi.
Wyjście pielgrzymki - ucałowanie krzyża
Ksiądz Wojciech Parfianowicz, asystent kościelny Wspólnoty Emmanuel, pomysłodawca programu pielgrzymkowego, poddał pod wspólne rozważanie (które odbywało się w czasie wędrówki poprzez specjalnie przygotowaną aplikację na smartfony) niedawno opublikowany dokument Konferencji Episkopatu Polski „O prawdziwej religijności”.
– Zastanawiamy się, na czym ona polega, jakie są jej możliwe wypaczenia, ponieważ to są sprawy, które dotyczą ludzi poszukujących Pana Boga, zaangażowanych w parafiach, wspólnotach – mówi duszpasterz. – Bo też właśnie oni są szczególnie podatni na wypaczenia religijności, warto więc w takich wspólnotach te tematy podejmować. Znamy przecież różne wypaczenia na tle przeżywania relacji z Panem Bogiem, a my chcemy tego uniknąć, chcemy by ona dojrzewała, rozwijała się w dobrym kierunku, przynosiła dobre owoce. Kiedy przynosi złe czy wręcz zatrute, to skutkiem tego jest niszczenie relacji z Bogiem.
Marek Rutkowski z Konikowa po raz drugi idzie z Emmanuelem. Ważnym akcentem pielgrzymki jest dla niego fakt niesienia intencji, własnych i tych zbieranych w parafiach w Barwicach i Połczynie podczas prowadzonych tam wieczorów miłosierdzia. – W tym roku one do mnie bardzo przemówiły, dotarło do mnie, że między innymi ze względu na nie podejmujemy trud wędrowania – mówi, przy czym sam, jak dodaje, w sumie trudu nie doświadczył. – Bo to, co można by nazwać trudem, dla mnie nim nie było: ani ulewa, która nas przemoczyła do suchej nitki, ani pokrzywy wyższe ode mnie. To było męczące, ciężkie, ale nie jako trud, tylko radość. Myślę, że to była łaska przeniknięcia pielgrzymowania intencjami.
Zakończenie wieczoru miłosierdzia w Połczynie Zdroju
Anna Kaczmarek jest celibatariuszką we Wspólnocie Emmanuel i choć jest z Poznania, w tym roku zdecydowała dołączyć do koszalińskiego Emmanuela. Dawno nie chodziła na dłuższe wyprawy, stąd problemem okazało się niedopasowane obuwie. – Pomyślałam, że to taka pielgrzymka na moją miarę: cztery dni, no i poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, że w tym gronie sióstr i braci podołam drodze – mówi Anna. Uspokajała ją myśl, że w każdej chwili może wsiąść do samochodu, który asekuracyjnie pojawiał się na trasie pielgrzymki kilka razy dziennie. Jednak nie spodziewała się, że zechce wsiąść do… powrotnego pociągu do Poznania.
– Przeliczyłam się z siłami, bo pierwszego dnia buty bardzo obtarły mi stopy. Gdy bracia usłyszeli, że chcę wracać, otworzyły się plecaki. Andrzej pożyczył mi swoje sprawdzone zapasowe buty, doskonale pasowały; jego żona Sylwia dała mi wełniane skarpety. Idzie się jak miód. Dotąd nigdy w życiu nie miałam na sobie cudzych butów – śmieje się. – Ta pielgrzymka to piękne doświadczanie bliskości z Panem Bogiem, z ludźmi i z naturą.
Również po raz pierwszy ruszył z Emmanuelem Szymon Pawluczuk, kleryk VI roku seminarium duchownego. Nie żałuje. – Ta pielgrzymka była dla mnie doświadczeniem bogatym w braterstwo, siłę wiary, modlitwy, żywą relację z Bogiem i Kościołem – mówi alumn. Choć dołączył do grupy skonsolidowanej, nie czuł się obco. – Widać, że stanowią jedną wielką rodzinę, ale taką otwartą, czy też rodzinę, która prowadzi otwarty dom. Można tu wejść i nie czujesz się piątym kołem u wozu, zawalidorogą, ale częścią tego miejsca, tego domu. Po prostu tak jak u siebie.
Różaniec odmawiany w drodze do Domacyna
Kleryk nie ukrywa, że z Emmanuelem można się nieźle pośmiać. – Zabawnych sytuacji było mnóstwo, z tym że towarzystwo jest kulturalnie rozrywkowe, często były sytuacje, które okraszone były zdrowym śmiechem.
Potwierdza to Cecylia Dyjak. – Śmiejemy się z bardzo prostych rzeczy, dowcipy są na poziomie, nikogo nie obrażają, nie ma dwuznaczności, podtekstów, wulgaryzmów, a z tym spotykam się w codzienności w różnych miejscach, na ulicy, w pracy – mówi koszalinianka. – Ten nasz dowcip jest natomiast taki śmieszny! I taki wykwintny, w dobrym tonie.