Animatorem być

Ponieważ to niełatwe, oazowicze uczą się tego na specjalnym kursie KODA w Lipiu.

Julia z parafii Mariackiej w Świdwinie jest w oazie od dwóch lat. To niewiele, zwłaszcza że chciałaby wesprzeć młodszych oazowiczów jako animator spotkań czy rekolekcji. Stąd jej decyzja, by wziąć udział w kursie dla animatorów KODA, który od 5 do 13 sierpnia odbył się w Lipiu pod okiem ks. Dawida Hamrola i s. Grażyny Łazor WDŁB.

– Bardzo odnajduję się w pracy z młodszymi, chciałabym nauczyć się metod, które pomogą mi skutecznie przekazywać wiedzę o Bogu w sposób dostosowany do ich możliwości – mówi Julia i przyznaje, że w dzieciństwie brakowało jej tego w parafii. Dlatego liczy, że nie tylko ona, ale znajdzie się więcej młodzieży, która weźmie świdwińskie maluchy pod opiekę.

Odmiennie Wiktoria – jest w oazie od dziecka i doświadczyła dobrodziejstw formacji Dzieci Bożych i kolejnych stopni oazowych. Od roku w szczecineckiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego poprowadzi grupę maluchów.

– Rozmawiam z dziećmi o Maryi, o Panu Jezusie i one to chwytają. Razem się bawimy i fajnie jest widzieć, jak się rozwijają – mówi Wiktoria. Jak przyznaje, trudność sprawia jej niekiedy ogarnięcie całej gromadki. – To sztuka, bo dzieci mają dużo energii. Tutaj nauczyłam się, że powinnam w pracy z nimi bardziej podkreślać mój autorytet, być bardziej stanowcza.

Gabrysię ze Szczecina namówiła na udział w kursie KODA jej animatorka; poza tym jej młodsza siostra i inne dzieci z parafii potrzebują nowych animatorów. – Poznaję tu różne aspekty pracy w grupie, na które trzeba zwrócić uwagę i nie mam pewności, czy wszystko uda mi się dobrze poprowadzić – mówi szczecinianka. Wydaje jej się, że jej mocną stroną jest stwarzanie dobrej atmosfery, ale są rzeczy, które jeszcze musi dopracować. – Chciałabym rozwinąć w sobie postawę słuchania.

Dziewięciu uczestników kursu KODA w Lipiu poznaje metody Ruchu Światło–Życie, jego charyzmat, ale też przepisy państwowe dotyczące ochrony małoletnich, bo i do nich trzeba się dostosować, prowadząc spotkania dla dzieci i młodzieży. Teorię wspierają warsztaty, ale jak mówi ks. Dawid Hamrol, moderator diakonii formacji diakonii, najwięcej nauczą się potem „w boju”, animując spotkania czy rekolekcje.

– Przekazujemy im też prawdy bardziej ogólne, jak na przykład to, że animator bawi się najlepiej, czyli jest pierwszym, który zachęca innych do aktywności – wyjaśnia kapłan. – Albo że wychowanek ma być dla animatora ważny, ale nie wygodny, czyli nie chodzi o to, by był grzeczny, bo może być różnie; ale właśnie przez to, że jest dla mnie kimś ważnym, chcę mu pomagać, troszczyć się o niego. Jest też bardzo wartościowa zasada: patrz, pytaj, słuchaj. Animator musi zostawiać przestrzeń dla podopiecznych, nie bać się też chwil ciszy, milczenia.

Istotnym elementem kursu jest pogłębianie osobistej wiary przyszłych animatorów i poznanie siebie: swoich możliwości, ograniczeń. – Każdy z nich ma inną historię, tutaj sięgamy także po prawdy z zakresu psychologii, uczymy ich spojrzeć na siebie z boku i z dystansem, by wiedzieli, że ich spojrzenie na sprawy nie jest jedynym słusznym. Uczymy się współpracy z kadrą, animatorami, kapłanami bardziej doświadczonymi w prowadzeniu grup – wyjaśnia ks. Hamrol.

Atutem młodych animatorów jest niewielka różnica wieku z podopiecznymi i tym samym rozumienie rzeczywistości, w jakiej oni żyją, szczególnie sposobów komunikacji. To zarazem trudność, bo bywają sytuacje, gdy brakuje doświadczenia czy autorytetu w oczach podopiecznych.

Oczywiście kurs KODA to dopiero początek formacji animatorów. W ciągu roku można tę wiedzę poszerzać w ramach Diecezjalnej Szkoły Animatora i innych spotkań ze specjalistami. – Kurs z nikogo nie uczyni gotowego animatora. Może być tak, że po „kodzie” ktoś wcale animatorem nie będzie, bo sam zrezygnuje lub odpowiedzialni zdecydują, że nie jest to dla tej osoby odpowiednie lub że jeszcze nie. Nie dajemy więc gwarancji, dajemy fundament i pomagamy osobom wyjść z płaszczyzny uczestnika oazy w płaszczyznę odpowiedzialności za innych. To wymaga przyjęcia czasem niewygodnych zasad, jest na przykład pewna metoda pracy, której większość animatorów początkowo nie lubi. – Ale kiedy ją zrozumieją i zastosują, okazuje się, że jest łatwa i co ważniejsze skuteczna – mówi ks.Hamrol. – Zresztą na szczęście jest tak, że wiele treści rozumie się inaczej będąc uczestnikiem, a inaczej jako animator, bo zmienia się perspektywa. Nawet więc jeśli coś się powtarza, to wraca do nas w nowy sposób i utrwala się.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..