Przez 2 dni 30 osób pokonało 50 kilometrów ze Słupska na Górę Rowokół w Smołdzinie. Podążali fragmentem Pomorskiej Drogi św. Jakuba.
Pielgrzymi wyruszyli 31 sierpnia z kościoła pw. św. Jacka w Słupsku. Szli przez Ustkę do Poddąbia, gdzie zaplanowali pierwszy nocleg. Tam, nawiązując do kultury kraju, w którym odbywa się Camino de Santiago, zorganizowali sobie wieczór kuchni hiszpańskiej. – Mieliśmy prawdziwą fiestę – mówi jeden z pątników.
W niedzielę 1 września przez Rowy i Gardnę Wielką dotarli do Smołdzina, gdzie wdrapali się na szczyt Góry Rowokó., Tam w średniowieczu znajdowało się znane miejsce chrześcijańskiego kultu.
Po Mszy św., którą w kościele w Smołdzinie odprawili ks. Mirosław Konieczny z Siemianic i ks. Tomasz Tomaszewski ze Słupska, zakończyli pielgrzymowanie w jednym z miejscowych gościńców.
Organizatorami wędrówki byli Rycerze Św. Jana Pawła II ze Słupska i Siemianic, a wydarzeniu patronowało Bractwo św. Jakuba Apostoła z Gdańska. Opiekę duszpasterską sprawowali księża z parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Słupsku.
Tegoroczne słowińskie camino nawiązuje do tradycji słupskiego pielgrzymowania na Górę Rowokół, którego duchowym opiekunem był przed laty ks. Jan Giriatowicz. Tamta idea powoli straciła na znaczeniu, a teraz odrodziła się w duchu Camino de Santiago z inspiracji dawnego pątnika Piotra Sommera.
– Mamy w grupie zaprawionych w boju caminowiczów, którzy pokonali niejeden szlak w Hiszpanii czy w Polsce. Mamy też pielgrzymów, którzy wędrowali do Skrzatusza, czy do Częstochowy – np. jeden z nas był w tym roku na Jasnej Górze po raz 47. Są też z nami nowicjusze, którzy wybrali się w drogę po raz pierwszy – mówi Jakub Jurkowski z Siemianic, członek rycerstwa św. Jana Pawła II, przewodnik grupy.
– Etap z Ustki do Rowów jest dla mnie najpiękniejszą nadmorską trasą. Przejście tym klifem jest czymś niesamowitym – przyznaje Danuta Kołodziejczyk. – Sama droga nie była dla mnie zbyt trudna. Jestem dość wprawiona. Bardzo cieszy mnie to, że w czasie takiej pielgrzymki można spotkać wspaniałych ludzi, porozmawiać z nimi, wymienić doświadczenia – dodaje pątniczka.
– Ja też mam doświadczenie w wędrowaniu, ale pierwszego dnia szło mi się trudno. Myślę, że intencja, którą niosłam tego wymagała. Ona też dodawała mi skrzydeł. Wiedziałam, że niosę ten trud dla rodziny, która doznała wielkiej tragedii i prosiła mnie o modlitwę. To było dla nich – mówi Jadwiga Grochowalska. – Każdy coś tutaj niósł – dodaje.
– Tutaj są świetni ludzie. Każdy wie, po co idzie. Patrzymy w życiu w jedną stronę. Wierzymy w Pana Boga. Gdy siadamy i rozmawiamy, to niczego nie musimy się obawiać. Wiesz, że nikt nie będzie się z ciebie śmiał – dzieli się wrażeniami z drogi Jadwiga Kamińska.
W grupie byli także podopieczni słupskiej Fundacji Przystań, czyli osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Organizatorzy zamierzają zaproponować kolejną edycję pielgrzymki w przyszłym roku.