34. pielgrzymka z darłowskiej parafii franciszkańskiej dotarła na Górę Chełmską.
Ruszyli 7 września skoro świt, to w końcu prawie 40 kilometrów do przejścia i to jednego z najbardziej gorących dni lata. Przed kościołem ojców franciszkanów pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Darłowie stawiło się 70 osób, w tym rodziny z dziećmi, kapłani, osoby zakonne. Kolejne dołączyły do grupy na trasie, jeszcze inni, dla których przejście tak wymagającej trasy było zbyt trudne, dojechali na zakończenie już na Górę Chełmską, by razem z pielgrzymami uczestniczyć we Mszy św. w sanktuarium Matki Bożej w przeddzień święta Jej narodzin.
Nieśli intencje za ojczyznę i pokój na świecie oraz prócz prywatnych spraw, także te powierzone pielgrzymom przez bliskich i znajomych. Niemałą część intencji zebrano w mijanych parafiach – Jeżycach, Dobiesławiu, Sianowie. – Proboszczowie witali nas dobrym słowem, parafianie od wczoraj przygotowywali się na nasze przyjęcie i mogliśmy liczyć na pyszny ciepły posiłek – mówi franciszkanin o. Kamil Szczupaczyński, przewodnik pielgrzymki. – Co ciekawe oni zawsze chętnie nas goszczą i to z wielką radością. Dali nam odczuć, że tej naszej obecności, tego, byśmy jako pielgrzymi ich odwiedzali, potrzebują. Za każdym razem, gdy pytamy, jak możemy się odwdzięczyć, odpowiadają: „módlcie się za nas, po prostu módlcie się”. I to właśnie jest nasze podstawowe zadanie w drodze do Matki Bożej.
Tematem przewodnim pielgrzymki było podjęte przez ojca Kamila nauczanie św. Jana Pawła II o Dekalogu, a szczególnie w odniesieniu do rodziny i małżeństwa. Wędrujący z grupą ks. Krzysztof Sendecki, dyrektor hospicjum Caritas w Darłowie, przybliżył uczestnikom temat cierpienia, zwłaszcza przeżywanego w rodzinie, gdy dotyczy ono nieuleczalnej choroby i perspektywy odejścia osób najbliższych.
Pani Dorocie w tym roku dokuczył upał. Jej córka mocno obtarła stopy i pojechała dalej autem, ale mama twardo idzie. – Bo mimo tego całego zmęczenia, warto przejść, to jest bardzo cenne doświadczenie – mówi pani Dorota.
Anna z Darłowa i w poprzednich latach słyszała o tej pielgrzymce, ale na zaproszenie odpowiedziała dopiero w tym roku. – To nie było czasu, to odwagi, w końcu zebrałam się i poszłam. I bardzo dobrze się czuję, mimo tego strasznego zmęczenia. Ale sercem jestem spokojna i w pełni szczęścia, że tu doszłam – wyznaje. – To trzeba po prostu przeżyć.