 
			
	 
			
	 
			
	 
			
	 
			
	Ścieżkami Lasku Północnego przeszli słupszczanie w Integracyjnej Drodze Krzyżowej.
Po raz trzeci niedługą, ponad 4-kilometrową, ale dla części uczestników - tych na wózkach inwalidzkich - wymagającą trasą ruszyli pielgrzymi Integracyjnej Drogi Krzyżowej z kościoła pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku przez Lasek Północny. W nocnym, dwugodzinnym nabożeństwie wzięło udział 150 osób, w tym ponad 20 na wózkach. Towarzyszyły im ciemność, światła lampionów i głęboka cisza. Każdy niósł mały krzyż, ogromnym zaś przeżyciem było poniesienie przez chwilę dużego, drewnianego - osobom z niepełnosprawnościami pomagali w tym inni.
Taka forma Drogi Krzyżowej to pomysł Rycerzy Kolumba, którzy od 4 lat działają w parafii pw. NSJ na rzecz osób z niepełnosprawnościami - organizują dla nich comiesięczne spotkania i wyjazdy integracyjne. Droga z krzyżem po Lasku Północnym to konsekwencja tej misji i - jak się okazuje - nabożeństwo przyciąga coraz więcej chętnych, w tym także rodziny z dziećmi, seniorów, osoby samotne.
Rozważania 14 stacji oparte na doświadczeniu wiary i sensu cierpienia św. Jana Pawła II przygotował ks. Paweł Ostrowski.
- To sposób, aby osoby z niepełnosprawnościami, wsparte przez innych uczestników nabożeństwa, mogły przejść tych kilka kilometrów przez las - mówi Grzegorz Mikołajczyk, wielki rycerz rady działającej przy tej parafii. Obecność tych osób pomagała mu lepiej zrozumieć rozważania dotyczące cierpienia. - Dzięki naszym podopiecznym zupełnie inaczej rozumie się teksty dotyczące choroby papieża. Dużo głębiej, duchowo się to wszystko przeżywa - dodaje.
Jolanta Ostrowska po raz drugi wzięła udział w tym nabożeństwie. - To było dla mnie niesamowite uduchowienie, atmosfera ciszy w tym lesie daje człowiekowi dużo do myślenia i refleksji nad sobą - mówi, zauważając, że takiej ciszy nie doświadczy się podczas Drogi Krzyżowej miejskiej. - Tę drogę przeżyliśmy tak, jak papież, cierpienie znosząc razem z nim. Chociaż boimy się cierpieć, tym razem zrozumieliśmy, że musimy nauczyć się wszystkiego - i miłości, i cierpienia - zaznacza.
Obecność osób na wózkach była atutem nabożeństwa. - Dostosowaliśmy się do ich tempa. Widzieliśmy, jak wzruszający był dla nich moment, kiedy to oni mogli ponieść duży krzyż, oczywiście przy pomocy innych. Byli szczęśliwi, że i oni w tym uczestniczą - mówi pani Jolanta.
Słupszczance w tym roku towarzyszyła rodzina, w tym wnuki. Dla maluchów było to również piękne doświadczenie. - Potem mówiły: "Babciu, jaka piękna była ta Droga Krzyżowa, czy w przyszłym roku też będzie?" - opowiada.
Mariusz Janasik, rycerz Kolumba, czuje potrzebę wspierania osób z niepełnosprawnościami. - Same nie mogłyby przejść tej drogi i to mnie mobilizuje. Wiadomo, Pan Jezus na pierwszym miejscu, ale chcę skupiać się także na tych osobach, dla nich to robimy - tłumaczy.
Tym razem rycerz wyręczył tatę Marty poruszającej się na wózku. - Wiedziałem, że ten tata ma chore kolana i pchanie wózka przez Lasek Północny to dla niego duży wysiłek. Zmieniłem go przy drugiej stacji i potem szliśmy razem we trójkę - opowiada.
 Niesienie krzyża to tu poruszający widok.		
					Mariusz Janasik
 
				Niesienie krzyża to tu poruszający widok.		
					Mariusz Janasik			
Mariusz Janasik ma czteroletnie doświadczenie opieki nad osobami na wózkach, zdobyte podczas wyjazdów tej grupy organizowanych przez Rycerzy Kolumba: czasem trzeba pchać wózek, poprowadzić kogoś pod rękę, podać posiłek, a przede wszystkim rozmawiać. - Oni bardzo potrzebują takiego bezpośredniego kontaktu, rozmów, zainteresowania - mówi. Jak dodaje, nie tylko im to służy - także osobom, które z nimi wędrują podczas Integracyjnej Drogi Krzyżowej czy podczas comiesięcznych wyjazdów tej grupy do różnych miejsc.
Z uśmiechem wspomina sołtysa jednej z miejscowości, który podczas takiego spotkania spojrzał na zbudowany przy świetlicy wiejskiej podjazd dla wózków i powiedział do kobiet z koła gospodyń: "Czy widzicie to? W końcu przydaje się nasz podjazd...". - Te wszystkie wydarzenia to nasza radość, ale najważniejsza jest ich radość, tych naszych podopiecznych - dodaje pan Mariusz. - Oni więcej nam dają niż my im, tak to odczuwam. Nie sprawia mi to żadnego trudu i zawsze z utęsknieniem czekam na tę wyprawę. Z żoną mówimy do siebie, że ta Droga Krzyżowa to coś, co bardzo ładuje nasze baterie - zaznacza.
 
	 
			
	 
			
	 
			
	