Najpierw śmiał się z bezdomnych, potem sam wylądował na ulicy. Od dwóch i pół roku jest trzeźwy. Mówi, że uratowała go mama, która wystawiła mu walizki za drzwi.
Sebastian wziął udział w Pielgrzymce Trzeźwości na Górę Chełmską. Opowiedział nam swoją historię.
– Jestem trzeźwy 2,5 roku. Piłem od 16 roku życia, dzisiaj mam 26 lat. Wcześniej pracowałem, ale pojawiły się alkohol i narkotyki. Zajmowałem się też handlem nimi. W końcu zwolnili mnie z pracy. Rok żyłem na ulicy – mówi.
Tak wspomina przełomowe momenty swojego życia. – Dostałem poważnej zapaści. Znalazłem się w szpitalu. Ratowali mnie. Przywiązali mnie do łóżka, tak mnie wykręcało. 12 godzin walczyłem o życie. Obudziłem się. Wyszedłem ze szpitala i moja mama podpowiedziała mi, że jest takie miejsce koło Lipia, Dom św. Michała. Pojechałem tam. Ktoś mi wtedy powiedział słowa, które słyszę do dzisiaj: „Jeśli wrócisz tam, skąd przyszedłeś, to zdechniesz pod śmietnikiem”. Nie chciałem wracać. Zostałem więc i żyję – mówi i za chwilę dodaje: – Dopiero raczkuję.
Sebastian jest już na swoim i na nowo układa sobie życie. Wspomina też wcześniejszy moment, w którym jego mama zadziałała w sposób radykalny i trudny dla niej samej.
– Kiedy straciłem pracę, mieszkałem jeszcze w domu. Raz wróciłem z tygodniowego melanżu i zastałem walizki wystawione przed drzwi. Mama płakała, ale postawiła na swoim. Jestem jej dzisiaj wdzięczny, że to zrobiła, bo dzięki niej żyję. Dzisiaj mamy świetny kontakt. Ciągle jesteśmy na linii.