Taką przeszli ministranci, pokonując siebie i 2350 km na trasie do Montserrat i Barcelony.
Wyruszyli 13 lipca ze Szczeglina, by w ciągu 14 dni pokonać na rowerach 2350 kilometrów. 14 rowerzystów z ekipą techniczną, łącznie 17 osób ze Szczeglina, Szczecinka, Koszalina, Piły i Stargardu można było spotkać na szosach wiodących do Montserrat i Barcelony, w tym na odcinku krzyżującym się z tegoroczną edycją Tour de France. To głównie ministranci, a towarzyszyli im księża Mariusz Ambroziewicz, proboszcz parafii w Szczeglinie oraz Bartosz Kuligowski, wikariusz szczecineckiej parafii Mariackiej.
Do celu pielgrzymki, czyli sanktuarium Matki Bożej, zwanej Czarną Madonną, w Montserrat grupa dotarła 25 lipca. Stąd już było blisko do Barcelony, gdzie spędziła dwa dni na zwiedzaniu i jeden na zasłużonym odpoczynku.
Oprócz pielgrzymkowego i turystycznego wyprawa miała także cel sportowy – 22 lipca nasi diecezjanie wjechali na "giganta Prowansji", czyli słynną górę Mont Ventoux, gdzie oczekiwali na najlepszych kolarzy świata.
– Chcieliśmy być w miejscu, gdzie znajdowała się meta 16. etapu Tour de France. Dla nas była to wymagająca góra: 20 kilometrów podjazdu, przy czym z trzystu metrów wjeżdża się na ponad 1900 – relacjonuje ks. Ambroziewicz. – Był to więc ogromny wysiłek, ale też wielkie przeżycie, bo Tour de France to najważniejszy wyścig kolarski na świecie.
Kapłan po raz 27. wędrował na dwóch kółkach po drogach Europy i nie tylko, a zaczynał jako ministrant, potem jako kleryk pod skrzydłami ks. Krzysztofa Kowala, w ten sposób ucząc się jeżdżenia z większymi grupami. Organizuje je nieprzerwanie od 2001 roku.
– Pierwszy aspekt tych wypraw to ten religijny. Każdego dnia pielgrzymki mamy Mszę Świętą w kościołach lub w warunkach polowych, w drodze odmawiamy Różaniec, zatrzymujemy się na modlitwę w kościołach i sanktuariach. No i z perspektywy roweru cały czas widzi się piękno świata stworzonego przez Boga – mówi ks. Ambroziewicz. Podkreśla także aspekt wychowawczy trudnych wypraw. A zaczyna się to na długo przed wyjazdem. W tym roku uczestnicy mieli za zadanie przejechać wiosną ok. 1200 kilometrów, by potem dać radę pokonać ponad 2000 kilometrów, pedałując wiele godzin każdego dnia i to z właściwą prędkością.
Diecezjalni cykliści pokonywali każdego z czternastu dni duże dystanse. Owszem, parę nieco lżejszych, ale było i pięć takich dni, kiedy musieli wykręcić po dwieście kilometrów. Najdłuższy etap wyniósł 242 kilometry.
– To ogromny wysiłek dla chłopaków, którzy na co dzień kolarstwa nie trenują, a jest to tylko ich hobby – mówił ksiądz Ambroziewicz dodając, że wśród uczestników było siedmiu niepełnoletnich, a najmłodszy miał 13 lat. – Ale mamy takie doświadczenie, że ci chłopcy mężnieją na takich wyjazdach. Nabierają pewności siebie, większego poczucia wartości. Myślę, że dzięki temu nie biorą byle czego z tego świata, bo sami dokonali czegoś wielkiego, ekstremalnego. Pielgrzymka rowerowa to szkoła życia.