Zmieniały się granice państw i diecezji, a one w Tucznie wciąż trwały. Teraz kończy się ten ważny rozdział historii miasta i lokalnego Kościoła. - Robimy to z bólem serca - przyznają siostry.
Elżbietanki trafiły do Tuczna w roku 1867. 14 września 2025 roku odbyło się ich pożegnanie. Co robiły przez te wszystkie lata? Rozpoczęło się od walki z tyfusem, potem założyły szpital, zajmowały się ubogimi, dziećmi, katechizowały, pomagały w parafii na różne sposoby. Trudno raczej wymienić, czym się nie zajmowały. Co najważniejsze, jak to ujął bp Krzysztof Zadarko podczas pożegnalnej Eucharystii: ‒ Były zawsze w Tucznie czytelnym znakiem Bożej miłości.
– Siostry Elżbietanki wpisały się w tradycję naszego miasta. Ich odejście jest ogromną stratą – przyznaje Alicja Wdowińska, zastępca burmistrza, która wzięła udział w niedzielnym pożegnaniu. – To jest niezwykle wzruszająca chwila. Nie wiem, jak sobie poradzimy bez naszych sióstr. Siostry widzą więcej – mówi, nie kryjąc łez Urszula Kuźbik, parafianka. Z trudem Tuczno opuszczają także same siostry. – Nie wiem, jak nazwać to, co dzisiaj czuję. Na pewno po ludzku żal – mówi s. Regina, która pracowała w Tucznie przez ostatnie 17 lat, ucząc katechezy.
Powód odejścia sióstr jest prozaiczny i podobny do wszystkich tego typu przypadków. Warto przypomnieć, że ostatnio z diecezji zniknęły placówki niepokalanek czy albertynek. – Decyzja została podjęta ze względów personalnych. Brakuje nam nowych sióstr. Już od wielu lat do zgromadzenia wstępuje coraz mniej młodych dziewcząt. Nie ma więc zastępowalności – przyznaje s. Katarzyna Pawlak, przełożona Prowincji Toruńskiej Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek, do której należała placówka w Tucznie. – Zamykamy ten dom z bólem serca. Chcę przy tej okazji powiedzieć, że dla Pana Boga warto poświęcić swoje życie, bo On jest tego godzien – dodaje przełożona.
W czasie Mszy św. bp Krzysztof Zadarko przypomniał okoliczności, w których elżbietanki przybyły do Tuczna. Był rok 1868, gdy w mieście szalał tyfus. – Ludzie umierali, ale przede wszystkim tracili cierpliwość, a ich dusze ogarniało zwątpienie. Siostry znalazły tutaj swoje miejsce, a łaska Boża była dana w wystarczający sposób wszystkim, którzy przez ich posługę miłosierdzia doznawali uzdrowienia. Siostry przychodziły z różnych miejsc. Najpierw były to Niemki, potem Polki, ale nie to było najważniejsze, ponieważ w tym zgromadzeniu wszystkie one miały jeden dowód tożsamości, czyli swoją przynależność do Jezusa Chrystusa. Ile razy ludzie spojrzeli na siostry, musieli w nich widzieć piękny znak zbawienia. Taka jest bowiem symbolika każdego habitu – mówił biskup.
Siostry z Tuczna przenoszą się do różnych placówek w Polsce. Kupnem zabudowań, które zajmowały siostry zainteresowane jest miasto. Na razie nie wiadomo, co będzie się tam mieściło. Jeszcze jedna placówka elżbietanek w diecezji znajduje się w Wałczu. Mieści się tam dom dla starszych sióstr z całej Polski.
Krótka historia klasztoru Elżbietanek w Tucznie:
Dom Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety w Tucznie został założony w roku 1867 z inicjatywy proboszcza, ks. Juliana Alkiewicza. Już w 1863 r. zakupił on dom i urządził go jako szkołę, a równocześnie mieszkanie dla sióstr. W międzyczasie wybuchła epidemia tyfusu, która nie tylko zdziesiątkowała ludność, ale także doprowadziła mieszkańców do skrajnej nędzy.
Siostry elżbietanki (na początku dwie) pracowały bez wytchnienia i z poświęceniem wśród chorych. Same zaś znajdowały się w bardzo trudnych warunkach materialnych, mieszkając w jednym pokoju. W końcu obie siostry zachorowały. Z domu macierzystego przysłano kolejne.
Epidemia tyfusu trwała do końca kwietnia 1868 r. Po epidemii zostało 90 sierot, którymi postanowił zająć się ks. Alkiewicz, powierzając opiekę nad nimi siostrom. Władze udzieliły pozwolenia i 15 czerwca 1868 r. rozpoczęły się zajęcia szkolne. Z czasem w Tucznie powstała prowadzona przez siostry prywatna szkoła dla dziewcząt, do której uczęszczało 150 uczennic. W czasie Kulturkampfu władze zamknęły szkołę i sierociniec, a siostry zajęły się pielęgnowaniem chorych w ich mieszkaniach. Liczba chorych rosła, więc z czasem siostry podjęły inicjatywę budowy szpitala, który rozpoczął działalność w roku 1896. Był to Szpital św. Józefa. W roku 1929 powstał kolejny – Szpital św. Elżbiety, który mógł przyjąć nawet 70 pacjentów. Siostry prowadziły w Tucznie także przedszkole.
Po dojściu Hitlera do władzy zaczęły się prześladowania Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. W tuczyńskim szpitalu, 7 września 1939 r. zmarł, przedtem torturowany w Pile, ks. Maksymilian Grochowski, prezes V Dzielnicy Związku Polaków w Niemczech. W czasie II wojny światowej siostry pielęgnowały chorych. Po wkroczeniu Armii Czerwonej przeżywały trudny czas, ukrywając się wśród ludności cywilnej lub szukając schronienia w lasach. Szpital św. Józefa został spalony 18 lutego 1945 r., (ruiny zostały rozebrane przez Miejską Radę Narodową). Szpital św. Elżbiety został splądrowany i poważnie uszkodzony. Dzisiaj mieści się tam sanatorium.
Po wojnie placówkę w Tucznie przejęły Siostry z prowincji polskiej z Torunia. Zajmowały się pielęgnowaniem chorych, utrzymywaniem czystości bielizny kościelnej oraz kościołem parafialnym. Uczyły też katechezy. W latach 1957-1962 pracowały też w dawnym Szpitalu św. Elżbiety.