Opuszczając nocą przemyską szkołę, miał w kieszeni jedynie list polecający i bilet na drugi koniec Polski. 60 lat później wciąż wiernie wypełnia poleconą mu służbę w Sławnie.
Znają go doskonale wierni sławieńskich parafii, bo przez sześć dekad grał w obydwu miejskich świątyniach. Najpierw u św. Antoniego, potem – po podziale administracyjnym – w kościele Mariackim. Kilkanaście lat temu wrócił do instrumentu, przy którym zaczęła się jego organistowska służba. – To dźwięczna, ale niewdzięczna praca – uśmiecha się Władysław Kuras. Bo nie brakowało ani chwil pięknych, wzruszających, ani tych gorzkich, kiedy cierpiała zawodowa ambicja lub po osobistych stratach płakało serce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.