Jak można spędzić wieczór przed 1 listopada? Propozycji jest wiele: od "zombie walk" po "noc świętych".
Wydrążone dynie i makabryczne stroje zaczynają coraz bardziej dominować w przestrzeni publicznej przed 1 listopada. Od jakiegoś czasu pojawia się też nowe zjawisko, czyli tzw. "zombie walk". Przemarsz "wesołych" trupów zaplanowano m.in. w Koszalinie i w Słupsku.
Samo zjawisko zombie stało się elementem kultury masowej w połowie XX wieku poprzez kinematografię, a szczególnie słynny film Georga Romera "Noc żywych trupów". Jego źródła sięgają jednak obszarów kulturowych, w których stosuje się praktyki voodooistyczne.
Według niektórych koncepcji, zombie, to żywe istoty ludzkie, wprowadzone przez wyznawcę voodoo w stan katalepsji, z którego są okresowo wyrywane, aby mogły być wykorzystywane do niewolniczej pracy. Są również zwolennicy teorii, według której zombie to rzeczywiście ciała osób zmarłych "ożywione" poprzez opętanie demoniczne wywołane przez czarownika voodoo.
Organizatorzy koszalińskiego "zombie walk" odcinają się od okultystycznych korzeni tego zjawiska.
- Prosiłbym, aby postać zombie kojarzyć tylko i wyłącznie z kinematografią. Jako organizator tego wydarzenia skupiam się bardziej na postaciach sztucznie stworzonych i absolutnie nie chodziło mi o tak głębokie sięganie do kulturowych korzeni tego zjawiska. Jest to tylko i wyłącznie wydarzenie rozrywkowe, które może się okazać dla niektórych wizualnie ciekawe. Jest to impreza towarzysząca maratonowi filmów grozy, który organizujemy co roku w ostatni dzień października - mówi Radosław Czerwiński z Centrum Kultury 105, organizatora marszu.
- Mam świadomość, że to wydarzenie może wywołać kontrowersje. Na razie jednak nie dotarły do mnie jakiekolwiek protesty, które kazałyby mi zaprzestać tej akcji. Jeśli pojawiłaby się spora grupa osób, której to wydarzenie by przeszkadzało, która by je oprotestowała, to bym się zastanowił. Ma to być impreza dla rozrywki, a nie po to, aby komukolwiek robić na złość - dodaje organizator.
Istotnie, demonizacja rzeczywistości, którą można czasem zaobserwować przy różnych okazjach, do niczego nie prowadzi. Warto jednak pytać o granice zabawy oraz o źródła, z których czerpie współczesna kultura. Może się bowiem okazać, że bezwiednie powtarzamy coś, co jest z gruntu złe i co wcale nie rozwija lecz wprost przeciwnie, uwstecznia.
- Na zjawisko "zombie walk", bardziej niż od strony zagrożeń duchowych, trzeba spojrzeć właśnie w perspektywie oceny kulturowej. Kultura jest nośnikiem sensu, trzeba zatem zapytać, co jest sensem tej zabawy. Wydaje się, że trudno tu odnaleźć jakieś przesłanie, jakąś zdecydowaną ideę. A jeśli kultura zaczyna się układać z bezsensem, to mamy do czynienia ze swego rodzaju nihilizmem - zauważa ks. dr Wojciech Wójtowicz, rektor koszalińskiego WSD.
- Jeśli nie rozpatrujemy tego zjawiska kulturowo, ale bardziej zabawowo, to znowu musimy zapytać się, jak rozumiemy to, czym jest zabawa. Jest ona rzeczywistością, w której człowiek regeneruje siły, poprawia humor, szuka odpoczynku. Trudno w tej perspektywie interpretować "zombie walk". Jak można wypoczywać przebierając się za trupa wymazanego krwią, który kojarzy się raczej z agresją? - pyta duchowny.
- Poza tym, jest w tym też jakieś zagrożenie duchowe. Zombie wywodzi się jednak z kultów voodoo. To zjawisko jest dzisiaj dla antropologów i religiologów przedmiotem spornych badań. Powszechnie definiuje się je jako przejaw religii synkretycznej, mieszającej wiele elementów z wyraźnym odchyleniem spirytystycznym, okultystycznym i satanicznym - przypomina ks. Wójtowicz.
- Zapomina się tu o realizmie życia. To, jak wyglądamy, nie jest bez znaczenia, ponieważ to nas jakoś kształtuje i wyraża. Kiedy nosimy na sobie rzeczy odwołujące się do rzeczywistości zła, one mogą stać się miejscem wzywania złego ducha do naszego życia. Zombie są ożywione przez demony, wychodzą z grobów, żeby zabijać, jeść ludzkie wnętrzności, więc to się jakoś odwołuje do obecności zła. Dlaczego mamy ciągnąć ludzi ku śmierci, ku rzeczom złym? Dlaczego nie bawić się pozytywnie, w rzeczy, które rozwijają? Dlaczego nie śmiać się zdrowym śmiechem? - pyta ks. dr Radosław Siwiński, wykładowca filozofii w WSD.