W koszalińskim Centrum Edukacyjno-Formacyjnym odbyło się podsumowanie wakacyjnych rekolekcji oazowych.
Lipie, 11 lipca 2014: Dzień Wspólnoty I turnusu ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Podstawą do dyskusji podczas koszalińskiego spotkania były doświadczenia prowadzących rekolekcje oraz analiza porekolekcyjnych ankiet uczestników.
Zastanawiano się m.in. nad tym, czy w kontekście wyzwań nowej ewangelizacji propozycja Ruchu Światło-Życie jest wciąż aktualna? Czy w nieustannie przyspieszającym świecie oferowanie rekolekcji 15-dniowych ma jeszcze sens? Co jest największym problemem młodego człowieka przeżywającego rekolekcje: czy na pewno brak Facebooka i komórki?
W tym roku w dziecięcych i młodzieżowych rekolekcjach Ruchu Światło-Życie w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej wzięło udział w sumie ponad 300 osób (260 uczestników i 48 prowadzących). - To trochę mniej niż w roku ubiegłym, ale można powiedzieć, że od lat liczba uczestników rekolekcji wakacyjnych utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie - przyznaje ks. dr Tomasz Tomaszewski, moderator diecezjalny Ruchu.
- Przede wszystkim kolejny raz potwierdza się, że rekolekcje oazowe mają swoją mądrość. Czasy są inne, młodzież jest inna, ale oazy są wciąż potrzebne. Potrzeba oczywiście ciągłych zmian, ale nie treści, bo te wciąż są aktualne, tylko sposobów docierania do młodego człowieka - mówi s. Monika Grabek ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej.
- Coraz większym problemem jest na przykład to, że młodzi ludzie są tak mocno osadzeni w świecie medialnym i wirtualnym, że trudno im zostawić choć na chwilę komórkę czy komputer. Coraz trudniej nakłonić ich do odejścia na bok, zderzenia się z samymi sobą, wsłuchania się we własne serce, w Boga. Z drugiej strony, jak już tego zasmakują, potrafią to docenić. Z ankiet wyraźnie wynika, że dla większości uczestników najważniejszym punktem dnia była adoracja Najświętszego Sakramentu. Okazuje się, że młodzi chcą rozmawiać z Bogiem, szukają z Nim kontaktu - przyznaje siostra.
Przywiązanie do komórki, przyzwyczajenie do ciągłego kontaktu ze światem zewnętrznym, rodzi też inne, niespotykane dotąd problemy. Jak zauważają prowadzący, coraz częściej uczestnicy rekolekcji mają trudności z niezdrowym przywiązaniem do rodziców. - Zaobserwowaliśmy, że czasami problem tkwi bardziej w rodzicach, którzy nie są w stanie na dwa tygodnie zdystansować się od swojego dziecka. Pojawia się pewna niezdrowa tęsknota, która przerzuca się na dziecko, co w kilku przypadkach skończyło się opuszczeniem rekolekcji - zauważa ks. Tomaszewski.
Nie wszyscy chcą zrozumieć, że dwa tygodnie poza domem, bez ciągłego wiszenia na telefonie i omawiania wszystkiego z rodzicami, może być dla młodego człowieka okazją do nauczenia się samodzielności. - Widzę, że przygotowanie do rekolekcji musi w większym stopniu dotyczyć także rodziców - mówi s. Monika Grabek.