Wybudzenie. Przez ponad rok Filipa starali się obudzić lekarze, rehabilitanci i cała rzesza ludzi: kolegów z klasy, sąsiadów, obcych i znajomych. Nadzieja, która ich pchała do działania, nie zawiodła.
Wypadkiem, który zdarzył się półtora roku temu, żyła niemal cała Piła. Na niebezpiecznym skrzyżowaniu piętnastoletni Filip wpadł pod ciężarówkę. Niewielu dawało chłopcu szanse najpierw na przeżycie, potem na wyjście z głębokiej śpiączki. Sierpniowa umowa – Na początku bez przerwy pytałam: „Dlaczego ja? Dlaczego nas to spotkało?”. Filip pojechał rowerem po ładowarkę do telefonu stacjonarnego. Po co nam ten telefon! Obwiniałam wszystkich dookoła. Aż córka w końcu powiedziała: dość, bo gdybanie w niczym nie pomoże, doszukiwanie się, kto co zrobił, a czego nie zrobił, nie ma sensu, że musimy się teraz trzymać razem i walczyć – wspomina Beata Mejer. W nowym pokoju Filipa wszystko już jest gotowe na jego przyjazd. Po tym, jak w przeddzień nowego roku zespół terapeutyczny potwierdził, że się obudził, trwa odliczanie do 29 stycznia – daty powrotu do domu. – Pierwsza data, którą wyznaczyłam, to był 15 sierpnia. Złożyłam Matce Boskiej wszystkie wyrzeczenia świata, włącznie z tym, że na piechotę do Niej pójdę. Ale Filip się nie obudził. Siedziałam w kaplicy szpitalnej, patrzyłam Jej w oczy i pytałam: „Dlaczego nic nie zrobiłaś? Przecież się umawiałyśmy!”. Potem wyznaczyłam kolejną datę. I znów nic. No to powiedziałam do Filipa: „Wiesz co? Dobra, ty śpij, ile chcesz. Ja na ciebie będę i tak czekała” – opowiada mama chłopca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.