Od dzisiaj bł. Jan z Łobdowa jest obecny w swoich relikwiach w Darłówku. Z pokładu kutra patron ludzi morza, flisaków i rozbitków pobłogosławił morskie odmęty.
- Doświadczyłem już jego działania wstawienniczego, kiedy prosiliśmy za jego przyczyną o zdrowie i w ważnych życiowych sprawach. W lecie jeden z wczasowiczów, który był świadkiem działania bł. Jana powiedział: „Zobaczysz, jeszcze będą ludzie do tego kościoła wchodzić o kulach, a wychodzić o własnych siłach”. Daj, Panie Boże, żeby tak było, ale nie te kule są najistotniejsze. Najważniejsze jest uzdrowienie serca, powrót do Jezus, a święci chcą nam w tym pomagać, wypraszają dla nas łaskę nawrócenia, wiary, wytrwania - mówi o. Sebastian.
Bł. Jan jest patronem ludzi morza, więc jego obecność w Darłówku jest jak najbardziej na miejscu. Ale jest również patronem rozbitków - także życiowych.
- Różnie wygląda to życie naszych wiernych, nasza parafia nie odbiega od innych na Pomorzu, sporo jest rodzin rozbitych, niepełnych, borykających się z problemami. Wierzę, że Jan będzie się za nimi wstawiał - dodaje proboszcz z Darłówka.
- To patron, który wskazuje drogę. Tak też przedstawiany jest w ikonografii: ze światłem w ręku. Chcielibyśmy, żeby zapalał pochodnię dla wszystkich wracających do portu i wzniecał w nas ogień wiary - mówi o. Jan Maciejowski.
Wprowadzenie relikwii towarzyszyło wielkiemu świętowaniu franciszkanów gdańskiej prowincji, którzy obchodzą jubileusz 70-lecia pracy duszpasterskiej na Pomorzu Środkowym. W rocznicę kanonizacji patronującego im św. Maksymiliana M. Kolbego zjechali się do Darłówka na doroczne świętowanie. Razem z nimi dziękowali Bogu także współbracia z innych polskich i zagranicznych klasztorów franciszkańskich.
- Jako ludzie wierzący wiemy, że nic nie dzieje się bez Bożej Opatrzności. To, że Maksymilian w 1927 r. założył klasztor w Niepokalanowie, było opatrznościowe. Pan Bóg posłał go, żeby obudził wiarę w narodzie, ugruntował ją poprzez słowo drukowane, ukoił go w ramionach Maryi. On natchnął Maksymiliana, żeby założył klasztor, który będzie kuźnią powołań. Przed II wojną światową był to największy klasztor w świecie, mieszkało w nim 700 zakonników. Ci, którzy przyjechali po wojnie na te ziemie, przyjechali właśnie z Niepokalanowa. Było ich na tyle dużo, że kard. Hlond miał odwagę prosić prowincjała warszawskiego: „wyślij braci, pozwól im iść na ziemie odzyskane”. Gdyby nie było tego klasztoru, gdyby nie było tych powołań, nie wiadomo, jak potoczyłyby się dzieje Kościoła na tych ziemiach - przypominał o. Jan Maciejowski.