Czy św. Paweł pisałby dzisiaj maile zamiast listów? Czym różni się czytanie Ewangelii od czytania Cycerona? Czy można otwierać Biblię na chybił trafił? M.in. o tym z ks. dr. Tomaszem Tomaszewskim, wykładowcą Pisma Świętego i odpowiedzialnym za Apostolat Biblijny w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Niektórzy, na przykład, posługują się Biblią w taki sposób - gdy mają jakiś problem, powiedzmy, nie wiedzą, jaką podjąć decyzję w ważnej sprawie, jest im smutno, nad czymś się zastanawiają, biorą Pismo Święte i po krótkiej modlitwie otwierają je na chybił trafił, patrząc, co tam do nich Pan mówi. Można tak?
Może tu się wkradać podejście trochę magiczne. Ostatecznie to jednak ja otwieram to Pismo Święte. Wiem, gdzie zaczyna się Stary Testament, gdzie Nowy. Trudno tu uniknąć kombinowania. Trzeba z tym uważać, zwłaszcza wtedy, kiedy takie czytanie dokonuje się w jakiejś wspólnocie. Ktoś modli się o słowo dla kogoś innego, wybiera fragment i potem nadbudowuje na tym "proroctwa", które mogą rzutować na życie tego człowieka. Potrzeba przy tym wielkiej pokory. Trzeba pamiętać, że Pismo Święte to nie horoskop czy wyrocznia.
Poza tym wygląda to trochę na swego rodzaju "słowo na życzenie".
To ja "żądam" słowa od Pana Boga tu i teraz. Bardziej chodziłoby o to, żeby wsłuchując się w Jego słowo, odkrywać to, co On do mnie mówi.
Może Pan Bóg nie chce mi nic powiedzieć podczas tej konkretnej modlitwy. Może udzieli mi odpowiedzi za pół roku podczas Mszy św. odprawianej przez księdza, którego nie lubię.
Musimy unikać postawy rozkapryszonego dzieciaka, który stoi przed szybą wystawową i tupie nogami, bo on chce coś teraz. Złości się tym bardziej, kiedy słyszy od rodzica, że dzisiaj nie, albo że w ogóle nie. Do lektury Pisma Świętego trzeba wiary, pokory, cierpliwości, wytrwałości. Czasami czytam jakiś fragment, czyli słucham słowa, i dopiero za "entym" razem usłyszę, co Bóg do mnie mówi.
Niektórzy mistrzowie mówią też o bezinteresownym czytaniu słowa Bożego.
Jeżeli zakładamy, że to jest mówienie Boga do nas, to - przez analogię do relacji ludzkich - nie zawsze jest tak, że rozmawiam z kimś, żeby coś załatwić. Oczywiście, ta przestrzeń, w jakimś sensie interesowna, też musi być. Idę do kogoś, żeby o coś poprosić, za coś podziękować, czegoś się dowiedzieć. Jednak w relacji miłości, a taką jest nasza relacja z Bogiem, chodzi też o coś więcej. Osoby, które się kochają, rozmawiają ze sobą, słuchają siebie, nie tylko wtedy, kiedy chcą coś załatwić.
Czy Pismo Święte jako księga powinno mieć w naszych domach jakieś szczególne miejsce? Czy może sobie stać między egzemplarzem powieści Nesbø a książką kucharską?
- Pismo Święte nie jest po to, żeby robić z niego wystawkę. Są takie domy, w których jest ono na eksponowanym miejscu, ale nie jako eksponat, tylko po to, aby je czytać. Wtedy to ma sens. Jeśli miałoby być ładnym przedmiotem na pokaz, to nie do końca o to chodzi. Pewnie, że Pismo Święte nie powinno się poniewierać. Nie ustawiłbym go na każdej półce, obok każdej książki. Jest to kwestia osobistej wrażliwości. Najważniejsze jest to, żeby Pismo Święte było otwierane i żebyśmy w ten sposób pozwalali Bogu do nas mówić.
Nie tylko w Tygodniu Biblijnym.
Amen.