Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Dzień z „Inką”

Letnia sukienka i warkoczyki dziewczyny mocno kontrastują z sinymi stopami, zakrwawioną twarzą i krzykami siedzącego za biurkiem majora Urzędu Bezpieczeństwa. Krótka scena porusza wyobraźnię.

Taka lekcja historii jest lepsza niż z książek – powtarzają widzowie szczecineckiej inscenizacji. 


Zagrać symbol


Ewelina i Czarek przyznają, że o Danusi Siedzikównie nie wiedzieli za dużo. Odsłonięta w ich szkole tablica, koncert rapera Tadka Polkowskiego i przedstawienie przygotowane przez rekonstruktorów to motywacja, żeby poszperać w internecie. – Niby pseudonim „Inka” jest znany, często się powtarza, ale chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej – mówią uczniowie Gimnazjum nr 1. – Zdziwiłam się, kiedy w liceum stwierdziłam, że moi rówieśnicy niewiele wiedzą o żołnierzach wyklętych. Teraz wiedzą więcej, chociażby dlatego, że opowiadam o rekonstrukcjach, oglądają zdjęcia w internecie, a potem dopytują o więcej szczegółów – mówi Hania Telega, grająca tytułową rolę. Jest niemal równolatką sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady AK. Gdy wykonywano wyrok śmierci, „Inka” miała 17 lat. Hania nieraz odtwarzała rolę Danusi Siedzikówny podczas akcji przeprowadzanych razem z kolegami z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”, ale po raz pierwszy będzie przesłuchiwana. Choć zamiast aresztu więziennego jest dziedziniec szczecineckiego muzeum, a siniaki to efekt sprawnej charakteryzacji, Hania przyznaje, że się stresuje. – Nawet na próbach bardzo to przeżywałam. To nie tylko trema aktorska, ale świadomość, że gram kogoś niezwykłego, bohaterkę, symbol ważny także dla dzisiejszego pokolenia. Próbuję zrozumieć, co „Inka” mogła wtedy czuć – opowiada. 


To nie moda


– Jestem przeciwny mówieniu o „modzie na wyklętych”. To musi być styl życia, wychowania, wzrastania. Z jednej strony pamięć o ważnych historycznych datach, świętach narodowych, ale i postawy obywatelskie oraz wierność wartościom. Nie potrzeba godzin wykładów, wystarczy jedno zdanie tej dziewczyny: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”. To jak testament tamtego pokolenia – mówi Marcin Maślanka, scenarzysta i reżyser inscenizacji. Po przesłuchaniu pokazali jeszcze, jak mogła wyglądać akcja rozbijania posterunku UB. Także na terenie powiatu szczecineckiego, gdzie działał oddział ppor. Zdzisława Badochy „Żelaznego” miały miejsce takie działania. Pokazy rekonstruktorskie oraz inne atrakcje przygotowano w Szczecinku, by uczcić 70. rocznicę śmierci bohaterki, nazwanej przez komunistów „krwawą Inką”. – Zależało nam na rehabilitacji. Przez lata o ciotce mówiono, że strzelała do ludzi, że dobijała rannych. W uzasadnieniu wyroku rehabilitacyjnego napisano, że zginęła dla niepodległego państwa polskiego, ale nie to, co powiedział Olgierd Christa (dowódca 5. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK – przyp. red.), że młoda sanitariuszka nie wydawała rozkazów, do nikogo nie strzelała, jedynie podawała opatrunki. Na „Ince” zemszczono się, że nie wydała ludzi „Łupaszki”. Wzięli odwet na jej honorze za to, że wolała sama zginąć, że nie podpisała prośby do Bieruta o ułaskawienie, bo w piśmie jej kolegów nazwano bandytami – mówi Danuta Ciesielska, siostrzenica „Inki”, która przyjechała razem z córką na szczecineckie uroczystości. Przyznaje, że cieszy się, że po latach skazania na zapomnienie jej ciotka dzisiaj wraca z przeszłości podczas takich uroczystości, w piosenkach, w nazwach ulic i szkół. Do grona placówek oświatowych noszących imię „Inki” dołączą wkrótce szkoły w Czarnem, których młodzież w głosowaniu wybrała taką patronkę. – Danka jest symbolem młodzieży, która ginęła w tamtych czasach, i dobrze byłoby, żeby była symbolem dla współczesnej młodzieży, żeby zachęcała do odwoływania się do tych wartości, które były dla niej ważne. W czasach pokoju też należy „zachowywać się jak trzeba” – dodaje. 


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy