– Wielkość mężczyzny zależy nie od konta w banku, ale od odpowiedzialności, którą podejmuje za wypełnienie swojej misji – przypomniał im bp Krzysztof Włodarczyk.
Do koszalińskiej katedry zeszli się jeszcze przed świtem. Blisko setka panów szła lub jechała rowerami, żeby mocno zaakcentować rozpoczęcie nowego roku liturgicznego. Dotarcie do Koszalina z Góry Polanowskiej na piechotę zabiera 9 nocnych godzin. – Ta wędrówka to nie jest targowanie się z Panem Bogiem: idziemy w nocy, to coś wynegocjujemy. Mężczyźni nie są gadułami. To było długie milczenie, dużo czasu na zastanowienie, „załatwianie” spraw z Panem Bogiem. Jest parę spraw pozawalanych, kilka przeprosin do wypowiedzenia. Ta noc i te kilometry pozwalają poukładać sobie w głowie i zrobić kilka noworocznych postanowień. Wiele trudnych spraw zostało na drodze – wyjaśnia Mirek Tęcza, jeden z piechurów. Szli również panowie z Bobolic, Świeszyna, Jamna, Bonina. Najkrótszą trasę mieli mężczyźni z dwóch koszalińskich parafii: św. Wojciecha i debiutującej w męskim wędrowaniu św. Marcina. Inni panowie wjechali w Adwent. – Mężczyźni potrzebują wyzwań, chociaż zdaje się, że w dzisiejszym świecie wiele rzeczy staje na głowie. Ale potrzebują ich, żeby czuć się mężczyznami. Także w relacji z Panem Bogiem i w Kościele – mówi Jan Kolasa, jeden z trójki rowerzystów, którzy przyjechali ze Sławna. Zapytany, czy nie można by „normalnie”, tylko trzeba w środku nocy, na piechotę, ks. Jerzy Bąk, duszpasterz męskiego środowiska w diecezji, parafrazuje poezję Karola Wojtyły: – Pod prąd, w górę, do źródła – kwituje powody ekstremalnego wchodzenia w Adwent. – Taki ma być ten nowy rok – dodaje. Więcej na:
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.