Już prawie półmetek dwutygodniowej trasy Karawany Bożego Miłosierdzia. Mimo deszczu ekipa na rowerach wytrwale wiezie mieszkańcom wiosek i małych miejscowości orędzie Bożego miłosierdzia.
Ks. Radosław Siwiński, dyrektor Domu Miłosierdzia Bożego, który w niedzielę posłał na drogi diecezji 8 ewangelizatorów na rowerach i z dużym wizerunkiem Jezusa Miłosiernego (pisaliśmy o tym TUTAJ), mówi, że prowadzenie Bożej Opatrzności widać m.in. na rozwidleniach dróg.
Ewangelizatorzy bowiem modlą się na wielu skrzyżowaniach, pytając Boga, gdzie iść dalej. I czasem otrzymują nieoczekiwane wskazówki.
Wyruszyli w stronę Białogardu, a po kilku dniach trafili do Polanowa, akurat na pogrzeb mieszkańca Domu Bożego Miłosierdzia, który jeszcze kilka dni wcześniej serwisował przed startem rowery ewangelizatorów, oraz wózek, na którym umieszczono obraz Pana Jezusa.
- Tego nie można było zaplanować - przyznaje ks. Siwiński.
- Duch Święty wyraźnie nas prowadzi. Zmienia nasze plany. Chcemy jechać w jedną stronę, ale w sercach czujemy, że lepszy będzie inny kierunek, mniej uczęszczany - potwierdza Adrian Bohatkiewicz, kierownik Karawany.
- Tak było z wioską Dadzewo. Dotarliśmy do miejscowości, do której trudno trafić. I właśnie tam obficie wylała się Boża łaska. Ludzie wyszli nam na spotkanie, modlili się, dzieci chciały się z nami bawić, ciężko było się rozstać - opowiada ewangelizator.
Ewangelizacja to niełatwy chleb. Nie zawsze jest tak jak w Świeszynie, gdzie przyjęła ich cała wioska, bo akurat trafili na lokalną uroczystość.
- Do Świeszyna jechaliśmy z pragnieniem, by mówić o Bożym Miłosierdziu jak największej liczbie osób - relacjonuje Małgosia Łopacka i dodaje, że z tego powodu mówią o sobie dowcipnie "Łowcy.(kropka)Dusz". - I tak się stało. Bóg zgromadził mieszkańców wsi na festynie i posłał nas do nich. Wyglądało, jakbyśmy zostali wcześniej wpisani w plan parafiady.
Niektórzy widząc karawanę, wychodzą na drogę, pytają. Rozmowy nierzadko kończą się modlitwą - o uzdrowienie z nałogu lub choroby, rozwiązanie problemów.
- W niektórych wioskach nie widzieliśmy ludzi ani w oknach, ani na ulicach - przyznaje Adrian Bohatkiewicz. - Po ludzku wydawało się to nieekonomiczne: jedziemy, głosimy, ale nikt nas nie słucha. Potem, kiedy chodziliśmy po domach, okazywało się, że jest inaczej. Ludzie mówili: a to wy, którzy mówiliście przed chwilą o Jezusie Miłosiernym, którzy ciągniecie Jego obraz.
Jak sobie radzą z obawą, że nie znajdą noclegu? Modlą się. - I w ostatniej minucie, kiedy myślimy "co teraz", ktoś podchodzi do nas, przynosi jedzenie, zabiera na nocleg, oddaje nam połowę pasztetu ze swojej lodówki, pół bochenka chleba. Pan Bóg przekonuje nas: mamy nie zajmować się obawami. To On wszystkim kieruje mówi Adrian.
Karawana Bożego Miłosierdzia odwiedziła już m.in. Niekłonice, Manowo, Wyszewo, Dadzewo, Jacinki, Polanów, Żydowo.