W koszalińskim Centrum Edukacyjno-Formacyjnym spotkali się liderzy męskich inicjatyw duszpasterskich z całej Polski.
Ponad 20 mężczyzn reprezentujących 13 środowisk wzięło udział w spotkaniu w ramach projektu "Męski Azymut".
W koszalińskim CEF od 26 do 28 stycznia przebywali liderzy męskich inicjatyw z Koszalina, Wejherowa, Białegostoku, Szczecina, Stargardu Szczecińskiego, Kostrzyna, Warszawy, Łomży, Krakowa i Łodzi.
Panowie dzielili się swoimi doświadczeniami z funkcjonowania męskich grup w polskim Kościele.
- Chcemy zobaczyć, co działa, a co nie działa, co warto robić, powtarzać, a co trzeba raczej zostawić, jeśli chodzi o duszpasterskie inicjatywy męskie - mówi Andrzej Lewek, reprezentujący Mężczyzn św. Józefa z Krakowa.
Z uczestnikami spotkania rozmawiał także bp Edward Dajczak.
- To oczywiste, że przesłanie Chrystusa jest skierowane tak samo do kobiet, jak i do mężczyzn. Nie chodzi więc tutaj o istotę Ewangelii, ale o formę dotarcia z nią do konkretnego człowieka. Mężczyźni i kobiety funkcjonują inaczej, mają inną wrażliwość. Te inicjatywy są wynikiem tęsknoty mężczyzn za takimi formami duszpasterstwa, w których oni by się odnaleźli. To ciekawe, że są to inicjatywy oddolne. Cieszę się, że powstają. Będę w ten ogień dmuchał, ile tylko się da - zapewnia hierarcha.
Uczestnicy spotkania zastanawiali się m.in. nad przyczynami wyraźnie mniejszej obecności mężczyzn w Kościele w porównaniu do kobiet.
- Jednym z problemów jest to, że nam mężczyznom jako dzieciom cały czas powtarza się, że mamy być grzecznymi chłopcami. Potem, gdy człowiek się w życiu pogubi, nie wraca do Kościoła, bo z tyłu głowy ma ciągle to przekonanie, że Kościół jest miejscem tylko dla tych grzecznych - mówi Marcin Piotrowski, przedstawiciel Mężczyzn Pustelni, grupy funkcjonującej w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
Andrzej Lewek z Krakowa zwraca uwagę na inne sprawy. - Jednym z ważnych czynników pogubienia się mężczyzn w Kościele jest brak wzorca mężczyzny religijnego. Dzieci najczęściej są zabierane do kościoła przez mamę albo babcię, a tatusiowie w tym czasie zostają w domu i zajmują się innymi rzeczami. Chłopcy rosną w przekonaniu, że Kościół jest czymś dla kobiet i dla dzieci. Kiedy dojrzewają i wchodzą w dorosłość, stwierdzają, że czas skończyć z Kościołem.
Mówi także: - Mężczyźni potrzebują być postawieni przed konkretnym zadaniem, ponieważ z natury są zadaniowi - w wierze i w życiu. Podobnie podchodzimy do rodziny - to są ludzie, za których jesteśmy odpowiedzialni, mamy ich wyżywić, ochronić i doprowadzić do Pana Boga. Kiedy w Kościele ktoś stawia nas w pozycji, jak to wyraża ks. Pawlukiewicz: "Stój, śpiewaj, słuchaj", my się w tym nie odnajdujemy. My potrzebujemy przestrzeni, w której mamy coś do zrealizowania, jakieś zadanie, z którym możemy się zmierzyć.
- Każdy mężczyzna stworzony jest do tego, żeby działać, nie stać w miejscu - potwierdza jego słowa Wojciech Wolski z grupy Vera Virtu z Wejherowa.
Marcin Piotrowski przestrzega przed traktowaniem zadaniowości jako zaangażowania tylko w "prace ręczne" przy kościele: - Nie chodzi zawsze o murowanie, zbijanie, budowanie. Musi też być miejsce na głoszenie Jezusa Chrystusa, aby zmieniać męskie serca.
Jak przyznaje przedstawiciel Mężczyzn Pustelni, głoszenie do panów powinno być nieco inne niż do kobiet. - Chodzi o to, żeby prawdę mówić nam prosto w oczy, nie owijając w bawełnę, jasno i konkretnie.
Mężczyźni zaangażowani w Kościele odróżniają też męskość od maczyzmu. - Wzruszenie wcale nie jest niemęskie, jeśli nie mylimy go z ckliwością - zaznacza Wojciech Wolski.