- Wykonałeś z nawiązką powierzone ci przez biskupa zadanie. Odbudowałeś w Kołobrzegu piękny kościół i przywróciłeś go wiernym, aby służył Bogu. Zbudowałeś też wiele kościołów w naszych sercach - dziękowali parafianie ks. prałatowi Józefowi Słomskiemu.
W kołobrzeskiej bazylice żegnali swojego emerytowanego proboszcza, razem z rodziną zmarłego kapłana, przedstawicielami władz samorządowych i parlamentarnych, z biskupami i licznie przybyłymi prezbiterami.
We Mszy św., której przewodniczył bp Edward Dajczak, dziękowali Bogu za dar kapłaństwa ks. Józefa, wielkie dzieło odzyskania i podniesienia z ruin kołobrzeskiej kolegiaty, za 36 lat czynnej duszpasterskiej troski i kolejne 10 - już na emeryturze.
- Dziękujemy ci, ukochany księże prałacie. Dziękujemy, że - pomimo iż się bałeś wyzwania - to podjąłeś je z pokorą i przywróciłeś nam kościół, w którym możemy się gromadzić. Dziękujemy, że nie bałeś się walczyć o należne miejsce dla wiary w naszym mieście. Za mądry upór i nieustępliwość, dzięki którym Kołobrzeg mógł stać się prawdziwie biskupim miastem. Za to, że budowałeś nie tylko z cegieł, ale też ten żywy Kościół - wspólnotę wiary - mówili w imieniu wszystkich parafian Katarzyna i Piotr Klejny.
- Dziękujemy za chrzciny, komunie, bierzmowania, za udzielone śluby, za kazania - często twarde, z grożącym palcem uniesionym w górę. Za umiłowanie pieśni, za ich ćwiczenie przed Mszą św. Za cukierki rozdawane dzieciom. Za dowcipne uwagi rzucane przy każdej okazji. Za jajko wielkanocne schowane w rękawie sutanny w lany poniedziałek. Za ogromny szacunek do Mszy św., który narzucałeś nam wszystkim - przypominali.
Dla wielu ks. prałat Józef Słomski pozostanie w pamięci jako niestrudzony budowniczy, podnoszący z ruin okaleczoną i przeznaczoną na wojskowe muzeum świątynię. Jego troska, zaangażowanie i determinacja uhonorowane zostały m.in. tytułem zasłużonego dla miasta Kołobrzeg, a także tytułem honorowego obywatela. Ale przez lata swojego duszpasterzowania budował nie tylko z cegieł.
- Kiedy oglądał, czy dach dobrze montują, czy wieże ładnie podnoszą, nie zapominał, że Kościół to są ludzie - przyznaje ks. Mariusz Ambroziewicz. Nie waha się nazwać ks. prałata swoim drugim ojcem, a bazyliki - drugim domem.
- Zaraz po moich rodzicach zawdzięczam mu to, kim jestem. Bardzo wymagający, bardzo konkretny, niesamowicie kochający. Z właściwym dystansem, szacunkiem, ale także bardzo troskliwie i blisko - stwierdza, dodając, że od księdza prałata uczył się, jak służyć Bogu i ludziom.
- Zawsze w bazylice, spędzał tu cały dzień, doglądał wszystkiego, żył tym, co tutaj się dzieje. Zarówno kościołem, który podnosił z ruin, i Kościołem - wspólnotą ludzi. Dla mnie jest świadectwem, co powinien kapłan w życiu robić, jak sprawować opiekę duszpasterską nad parafią jako całością i nad poszczególnym człowiekiem. Jest autorytetem, który w praktyce pokazał mi, co znaczy kapłaństwo. Niełatwo mi słuchać głosów innych, ale zawsze wiedziałem, że jego głosu warto posłuchać. Nawet, kiedy był to głos wymagający, nie zawsze łatwy do przyjęcia, wiedziałem, że to święte słowo poparte jego życiem modlitwy, doświadczeniem, troską o to, by Chrystus był najważniejszy. Wezwanie, którym się z nim witałem jako ministrant, potem jako lektor, doskonale odzwierciedlało naszą relację: „Króluj nam, Chryste”.
W ostatnią drogę odprowadzali zmarłego kapłana licznie przybyli prezbiterzy i tłum kołobrzeżan Karolina Pawłowska /Foto Gość Wspominając ks. prałata, niemal wszyscy przywołują jego troskę o człowieka, poczucie humoru, a także upór i... wybuchowy temperament. Chyba każdy ze współpracowników ma swoją historię o tym, jak udało mu się wyprowadzić księdza prałata z kanonicznej równowagi. Choć przywołują te obrazy z serdeczną życzliwością, a nawet wdzięcznością. - Był wymagający, bo wymagał też od siebie - podkreślają.
Dziękując w imieniu rodziny wszystkim, którzy zwłaszcza w ostatnich latach choroby pomagali i opiekowali się księdzem prałatem, ks. Piotr Zieliński podkreślał też jego posłuszeństwo. - Ksiądz prałat był zadziora, jak sam mówił, „lubił pyskować”, ale zawsze był posłuszny. Nawet wobec takiego młodziaka jak ja, 50 lat młodszego i wiekiem, i święceniami. To jest dla mnie największa nauka. I za to mu dziękuję - mówił dyrektor Domu Księży Emerytów, w którym ks. Józef Słomski zamieszkał po przejściu na emeryturę.
- Wykonałeś z nawiązką powierzone ci przez biskupa zadanie. Odbudowałeś w Kołobrzegu piękny kościół i przywróciłeś go wiernym, aby służył Bogu. Zbudowałeś też wiele kościołów w naszych sercach. Nadal jesteś ich gospodarzem i na zawsze nim pozostaniesz - dziękowali parafianie i prosili: - Nie żegnamy cię. Przed tobą kolejne zadanie. Prosimy cię, abyś dla nas wypraszał potrzebne łaski i nadal opiekował się nami.
Choć wielu kołobrzeżan miało nadzieję, że ks. prałat zostanie w Kołobrzegu także po śmierci i spocznie w krypcie bazyliki, zgodnie z wola wyrażoną w testamencie doczesne szczątki kapłana wróciły na Pogórze, do rodzinnej Żurowej. Tam spocznie obok rodziców i rodzeństwa.