Kiedy drzwi otwierają się z hukiem, wpadają przez nie uzbrojeni mężczyźni niosący rannego kolegę. Układają ledwo łapiącego oddech chłopaka na posadzce. Przez palce leje się krew. Akcję ratunkową przerywa okrzyk: - Super! Mamy to!
Aktorzy na chwilę oddychają z ulgą. Ale scenę będzie trzeba jeszcze kilka razy i tak powtórzyć, żeby dograć zbliżenia.
- To chyba rzeczywiście jedna z najtrudniejszych dla mnie scen – przyznaje Filip Kiciński, gdy wreszcie może spróbować zmyć z siebie krwistoczerwone ślady po "postrzale". - Ciężko jest zagrać ból. Czasami nawet proszę kolegów, żeby solidnie mi przyłożyli, np. w ramię, żebym nie zapomniał, że mam "nieczynną" rękę. To można sobie jakoś wyobrazić, ale jak wczuć się w człowieka, który dostał postrzał w płuco? Jak nie popsuć, nie przedobrzyć? - zastanawia się Filip. Rozterka tym większa, że - choć to jego kolejny film - jest przecież amatorem. Tak, jak większość składu tej nietypowej ekipy filmowej.
Są przede wszystkim pasjonatami historii, chociaż doświadczenie filmowe z każdym kolejnym obrazem rośnie. Ten o ppor. Zdzisławie Badosze "Żelaznym" jest piątym wspólnym przedsięwzięciem rekonstruktorów z Koszalina i Studia Filmowego "Jart".
- To, co było spontanicznym pomysłem, zamieniło się w całkiem poważne przedsięwzięcie. Nasze filmy trafiają nie tylko do szkół, ale też na festiwale. Podnosimy sobie poprzeczkę z każdą kolejną produkcją - opowiada Arek Pater.
Dla amatorskiej ekipy niemałym wyzwaniem jest scenografia. Kadry do "Żelaznego" powstawały m.in. w swołowskim skansenie, zabudowaniach polickiego dworu czy w pałacu w Strzekęcinie.
- Musimy kombinować, szukać kadrów, w których nie widać plastikowych włączników światła, gaśnicy. Czasami "cywilizacja" wychodzi dopiero na postprodukcji. Kiedy kręciliśmy "Westerplatczyków" w skansenie, z dwuminutowego przejścia żołnierzy mogliśmy dać... 3 sekundy, w których do obrazka nie przedostało się coś ze współczesności - dodaje filmowiec.
Film o "Żelaznym" powstaje w ramach projektu "Koszalin - Historie zapomniane".