– Mamy w sobie tyle miłości, zespół to nasze trzecie dziecko – mówi Jolanta Karska o drużynie UKS Byki. Karscy od 15 lat trenują młodych piłkarzy popołudniami, po powrocie z pracy. I to z sukcesami, nie tylko sportowymi.
Kapitan Byków Karol Ilski z SP 3 w Słupsku marzy o powołaniu do kadry narodowej. 11-latek zabiega o to od pięciu lat, trenując futbol trzy razy w tygodniu. On i niektórzy z jego kolegów już są zapraszani na konsultacje kadry, co może skutkować awansem z ligi okręgowej do wojewódzkiej. I choć ich trenerom Jolancie i Zbigniewowi Karskim na myśl o pożegnaniach z wychowankami łza się w oku kręci, to po to właśnie pracują, szkoląc 60 dzieci w wieku od 4 do 11 lat przez pięć dni w tygodniu (często też w weekendy). To zajęcie w przeważającej części społeczne, wykonywane popołudniami, gdy małżonkowie wrócą z pracy, przełkną pospiesznie ugotowany obiad i wskoczą w dresy.
Dlaczego? – To wymknęło się nam spod kontroli – śmieje się pan Zbigniew. – Nasi synowie, ze względu na których zaangażowaliśmy się w prowadzenie Byków, wyrośli z nich, a my… zostaliśmy. Ale jak mieliśmy powiedzieć reszcie: już od jutra nas nie ma? Niby co roku obiecujemy sobie, że nie zrobimy kolejnego naboru, ale potem…
Słupsk Bulls
Największy sukces słupskich Byków to turniej Amber Cup, rozgrywany w 2014 roku w hali Gryfii, transmitowany na cały świat: Byki Słupsk wygrywają z Gwardią Koszalin 5:1. – Po drodze złoiliśmy skórę wszystkim klubom – uśmiecha się pan Zbigniew. W pamięci ma to samo miejsce i scenę z 2002 roku, gdy wraz z żoną dał się namówić synowi i jego kolegom na formalną opiekę nad naprędce skrzykniętą drużyną. W tym czasie jeszcze nie trenowano w Słupsku 6-latków, toteż Karscy ulegli. – Nawet nie mieliśmy swojej nazwy, organizator przypadkowo powiedział o nich „byki”… I tak zostało.
Pierwszy turniej skończył się totalną klęską. – Zbili nas tam wszyscy okrutnie. Chłopcy popłakali się w szatni. Wtedy porozmawialiśmy sobie po męsku, że jeśli chcą wygrywać, to muszą trenować. I nie zaniedbać nauki – opowiada Karski. – I tak to się zaczęło.
Jak ułożyć stopę?
Karscy mają za sobą sportową młodość, którą przerwały kontuzje: pani Jolanta trenowała rzut oszczepem na poziomie krajowym, pan Zbigniew kopał piłkę w Czarnych Słupsk. – To wtedy usłyszałem od trenera, że życie piłkarza nie zawsze jest szczęśliwe, że może przypadnie mi los trenera. Jako 17-latek nie bardzo to rozumiałem – były piłkarz wspomina rozgoryczenie po kontuzji – ale po latach, gdy żona i syn ponownie zaszczepili we mnie pasję do piłki nożnej, to się sprawdziło.
– Na początku mieliśmy tylko pasję i miłość. Brakowało nam doświadczenia trenerskiego. Nie wiedziałam, jakie powinno być ułożenie stopy do strzału, nie rozróżniałam, co to jest „wewnętrzna” czy „zewnętrzna”. Albo jak trenować bramkarzy – przyznaje pani Jolanta.
I to ona – dysponująca jako młoda mama większą ilością wolnego czasu – przetarła u Karskich szlak wyszkolenia instruktorskiego. Po latach dołączył do niej mąż, a potem, już razem, ukończyli w Polsce i Niemczech kurs UEFA-B. Dzięki zdobytym umiejętnościom jako pierwsi w Słupsku rozpoczęli pracę na poziomie klubowym z 6-latkami.
Obecnie trenują cztery zespoły, w tym najmłodszą drużynę Akademii, w której z pasją biega za piłką… 4-letni szkrab. – Oj, Oluś to poważny mężczyzna – przestrzega przed kpiną z wieku pan Zbigniew. – Duch sportowy, to widać, gdy tylko wchodzi na trening, stawia bidon, przybija piątkę. Piąstki zaciśnięte, tylko zerka za piłką. Kontuzja? Łzy płyną, a on: „nic mi nie jest, panie trenerze”.
Spośród starszych zawodników sześciu jeździ na konsultacje kadry. Mają szansę na awans, są wprowadzani do centralnej bazy i mogą zasilać skauting klubów z wyższej ligi. Bo w Słupsku talentów nie brakuje. – Mieliśmy kilku takich zawodników, przed którymi kariera stała otworem – zapala się pan Zbigniew. – Ale prócz żyłki do sportu mają na nią wpływ, także negatywny, różne wydarzenia, choćby problemy rodzinne, a część naszych zawodników pochodziła z trudnych środowisk.